All language subtitles for The Iron Orchard (2018)

W 1923 roku, po dwuletnim wierceniu,
odkryto złoża ropy w Basenie Permskim.

Do II Wojny Światowej, paliwo z zachodniego
Teksasu stanowiło jedną czwartą sojuszu.

Dziś na terenie Basenu Permskiego istnieje
największa ilość pól paliwowych w USA.

Oto opowieść o człowieku, który znalazł jedno z nich.

(tłumaczenie: leadmefaith)

Hej chłopcze, ty jesteś
tym nowym z Bison?

Tak jest.

Rzuć swoje rzeczy na tyły

i ładuj się, nie będziemy
czekać cały dzień.

Jestem YY Pucketts.

- Jim McNeely.
- Miło poznać.

Jak długo pracujesz dla Bison?

Jestem tu z tymi sukinkotami
od samiutkiego początku.

Wszystko to finansują bogacze z tego całego Dallas,

którzy gówno wiedzą o tej robocie.

Cóż, robię to odkąd pamiętam,

a zaczynałem tak samo jak ty.

- Jesteś żukiem gnojarzem?
- Że kim?

Demokratą z Południa, kimś kto gówno wie.

Taki ktoś się nam tutaj jeszcze nigdy nie trafił.

Co będę miał robić?

Pierwszego dnia na pewno

każą ci kopać rowy.

Kolejnego będziesz montował

czterocalowe rury.

Przygotuj się na naprawdę niewdzięczną robotę.

Też kiedyś tak kozaczyłem, a potem jaja straciłem.

Dlatego korzystaj z przerw,

przeznacz je na sen.

Niektórzy nie myją się przez cztery dni,

bo są tak dojebani, że nie mają na to sił.

Wielkie dzięki za podwózkę, YY.

Poziękujesz mi za dwa tygodnie.

Zrób coś dla mnie, synu,
powiedz Capowi Brunerowi,

że YY Pucketts mówi,
żeby się pierdolił!

Ej, zaraz.

Poczekaj!

Witam.

Jestem McNeely.

Wiem kim, do cholery, jesteś.

Kolejną przysługą od firmy.

Ja jestem Dent Paxton,
przyjaciel każdego,

dopóki mnie o coś nie poprosi.

Skoro już tu jestem, to co mam robić?

Umiesz pisać, jak mniemam?

Domek numer jeden,
kwatera numer trzy, zapamiętasz?

No to teraz czas na darmowy wykład.

Witamy w wesołym obozie Dead Lake

należącym do tej wielkiej ośmiornicy,
Spółki Paliwowej Bison.

Naszym najwyższym celem jest wydobywać

cuchnącą ropę z ziemi i przepuszczać

ją przez rury, żeby było z tego paliwo i kasa.

Będziesz w zespole Capa
Brunera, współczuję.

Zapewniają łączność, rury na polach to ich działka.

Brzmi nieźle.

Nie wiem, czym się wcześniej zajmowałeś,

ale zapewniam cię, że było lepsze niż to.

Radzę ci diabelnie ostro zapierdalać,

bo inaczej wywalą cię w przeciągu tygodnia

a jak będziesz chciał udowodnić,

że twardziel z ciebie, to udupią cię do końca życia.

Nie zamierzam zostać wylany

ani stać się czyimś niewolnikiem.
Mam własne plany.

No cóż kolego, muszę cię zmartwić,

tutaj wszystkie plany i marzenia
po prostu pryskają.

Tylko ostrzegam, lepiej wracaj skąd przyszedłeś.

Nie mam dokąd wracać.

Lepiej na mnie zaczekaj,
Jimie McNeely.

Uważasz, że kochasz Mazie.

To nie jest uważanie,
Pani Wales. Ja ją kocham.

Posłuchaj Jim,

byłoby lepiej, gdybyś

trzymał się od niej z daleka.

Co, u diabła?

A któż to leży u ciebie, Buster?

Wwalił się tu w buciorach.

Trzymaj to z dala od mojej pościeli.

Ale o co chodzi?

Koleś powiedział mi, że śpię na trójce.

Ta ciota gówno wie.

Leszczyk musiał być sportowcem w szkółce.

Mnie wygląda na ciepłe kluchy.

Czyż nie?

Klucho, masz coś nie tak z uszami?

Nazywam się McNeely.

Nie wychylaj się, znaj swoje miejsce.

Daj mu spokój.

Lepiej się stąd wynoś.

No już.

Dupki.

Mam plany.

Spójrzmy prawdzie w oczy, Jim.

Jesteś sprzedawcą w warzywniaku,

tylko na to pozwala ci twoje
wykształcenie i środowisko.

Chcę poznać cię z moim mężem.

Ma wpływowych znajomych,

znajdzie ci dobrą pracę.

Choćby na polach paliwowych.

Ort!

Zabierz Leszczyka,

niech się trochę poduczy.

Nie ociągać się dzisiaj.

Złap za pasek, tak jak ja.

Podniesiesz i puścisz, kiedy tak powiem.

Potem wszystko będzie cię boleć.

- Dobra.
- No to jedziemy.

Podnoś.

Cofaj się!

Zrobił się tak czerwony,

jakby miał zaraz eksplodować.

To czemu mu nie pomożesz, Peaches?

A niech mnie, Leszczyku.

Chcesz nas tu pozabijać?

Czego, szczurze?

Tak, jestem szczurem

i ten szczur w końcu cię użre.

Ruszaj się, Leszczu.

Chodź.

Chodź.

No już.

Dobra, można jechać.

Dobra, czas na przerwę!

Ty nie masz przerwy, McNeely.

Spodziewałem się ciebie.

Wygrałeś.

I co za to dostanę?

Tak jak mówiłeś, nic tu po mnie.

Cóż.

Osobiście mam to gdzieś.

Lata mi to.

Ale nie chcę, żeby ci Neandertale

mieli przyjemność z gnębienia cię.

Nie dam rady.

Przyjechałeś tutaj, żeby coś udowodnić.

Nie mam pojęcia co i komu,

ale widzę w tobie chęci.

Poza tym...

Nie masz dokąd wracać.

Siadaj.

Mogę dostać podwyżkę?

No dobra, dziś podzielę was w pary

i będziemy rozkładać rury.

Cotton, pójdziesz ze Scrapem.

Buster,

idziesz z Jimem.

Leżeć, Klucho.

Buster, możemy porozmawiać?

A niech mnie, to nie Klucha leży.

Uroiło ci się, że musisz mnie złamać.

Ale jeśli chcesz przeżyć,

dasz mi święty spokój.

Nie myśl, że będę pobłażliwy.

Jeśli chcesz czegoś ode mnie,

zwracaj się do mnie po nazwisku. McNeely.

Buster!

Zamknij się, szczurze.

Siemaneczko.

Jesteś Demokratą?

Nie, jestem Clayton
LeMane trzeci.

Jim McNeely.

Miło mi cię poznać, Jim.

Skończyć to i wracać do roboty.

Panie LeMane, jak już mówiłem,

mamy bardzo dużo do zrobienia,
a ludzi niewielu.

Będzie mi zatem miło, Szefie,

przyznać, że chętnie pomogę.

Wspomnę wujowi jak miło

mnie pan tutaj przywitał.

Płać, piwa się same nie kupują.

Wiecie dlaczego jestem chudzielcem?

To przez mojego tatusia, sukinsyna,

który płacił mi 10 centów, zebym nie jadał kolacji.

Potem ten dupek naliczał mi

opłaty za każde zjedzone śniadanie.

Największy sknera, jakiego nosiła ziemia.

Cud, że w ogóle dorosłem.

Żal mi ciebie, stary kłamco.

Nie, proszę pana, to nie jest kłamstwo.

O Panie, idzie tu.

- Cześć, Dent.
- Proszę pani.

Dzień dobry pani, co podać?

Kocham się w żonce naszego inżyniera.

Stary erotomanie,

co ty wiesz o miłości?

To jest wtedy, kiedy żyjecie razem

latami, ale nadal chcesz ją całować.

Lepiej się zamknij.

Jeśli Clyde Montgomery usłyszy,
że mówisz takie rzeczy

o jego żonie, będziesz żałował,
że w ogóle gębę otworzyłeś.

Założę się, że ona tak obraca głupim Montgomerym

że facet już nie wie, w którą stronę zachód.

W każdym razie, jest na co popatrzeć.

Patrzenie to nie to samo co posiadanie.

Co przypomina mi, koledzy,

że czekają na mnie sprawy biznesowe w Odessie.

Trzeba się zabierać.

Na razie.

Gdyby ktokolwiek rozłupał mu czaszkę,

w środku nie znalazłby nic oprócz kilku karaluchów.

To nieprawda.

Proszę pani, proszę wybaczyć.

Do widzenia, Dent.

Proszę pani.

Co tu robisz

z dala od wszystkich?

Chcę sprawdzić, czy to jest warte zachodu.

Cholerna dzierżawa zaraz wygaśnie,

lepiej sprawdzić, co jest pod gruntem.

Geolog z Bison, Barry Wakely.

Jestem Jim McNeely.

Zrobiliśmy pieprzoną dziurę.

Czas się dowiedzieć, czy jesteśmy geniuszami czy głupcami.

Możemy zapłacić za ukończenie jej albo zasypanie.

Czyja to była decyzja?

Moja.

Poparta testem wymazowym.

- To ropa.
- Tak, to ropa.

Dobrze że sprawdziłem.

Chciałbyś się kiedyś uniezależnić?

Myślałem o tym.

Jeśli kiedyś wpadniesz
na pole pełne ropy,

którego nikt nie zna,
to się może udać.

Pole Cokera.

Tego gościa z farmy?

Staruch nigdy go nie odda.

Przekonaj go, a będziesz znany

w 14 hrabstwach, a może i dalej.

Para spłukanych kolesi

nie wygra z wielkimi panami.

Dobrze że lubię lizać im tyłki.

Głupi Pluto, bezużyteczny

jak jednoręki na
konkursie klaskania.

Cały dzień przesiedział w krzakach,

a Cap nic z tym nie zrobił.

Czemu miałby?

To siostrzeniec wiceprezesa Bison.

Błękitna krew.

Farciarska rasa nieproduktywnych ludzi.

Świetna robota, chłopcy.

Ile mamy?

Ja mam...

3 tysiące 221 dolarów.

Powiem ci coś, weźmy te

3 tysiące i jedźmy do Starego Meksyku.

Kupimy sobie wielki, stary dom, morze tequili,

znajdziemy jakieś urocze muchachos i pożyjemy.

A jak skończą się pieniądze?

Wrócimy tu, zarobimy kolejne

trzy tysiące i powtórzymy wszystko od nowa.

Kurcze, podoba mi się ta wizja.

No pewnie, brzmi świetnie.

To tutaj to mój bilet do lepszego jutra, koledzy.

Inwestycja na życie, kwiatuszku.

Dokąd się wybierasz?

Do miasta, wścibski gnojku. Sam.

Za Meksyk.

Powiedz Capowi Brunerowi,
że może pocałować mnie w dupę!

- Dzień dobry.
- Dzień dobry.

- Ładne popołudnie.
- Dotąd nie było aż tak ładne.

To pewnie przez ten skwar.

Racja. Kolega od rur mówił,
że widział jaszczurkę

chłodzącą się w parze
wydobywającej się z ropy.

Naprawdę?

To słowa kolegi.
Nie ręczę za nie.

Jadę do miasta kupić świece.

Mój mąż mówił, że

odłączą dziś na jakiś czas prąd.

Tak, podłączają nową

przepompownię, ale to potrwa chwilę.

Pan też po to się tam wybiera?

Po świece?

I żyletki.

Podwieźć?

Jasne, dziękuję.

To nie tak, że zabieram do samochodu

obcych mężczyzn, koajrzę pana.

Miło z pani strony.

Proszę powiedzieć, panie McNeely,

podoba się panu w Dead Lake?

Proszę mówić do mnie Jim.

Jeśli będę mówić do pana Jim,
pan powinien mówić do mnie Lee.

Będę mówił do pani "Pani Montgomery",
czyli tak, jak powinienem.

To chyba nie byłoby poprawne. Co za świat.

Tak już jest.

Ja to ja, ty to ty.

Nie o to mi chodziło.

- Dzięki Arnie.
- Nie ma sprawy.

Arnie, potrzebuję kolejnej paczki żyletek.

Dwa piwka na drogę proszę.

Dziękuję.

Dziękuję za cierpliwość.

Co pani powie na zimne piwo dla orzeźwienia?

Chcesz mi postawić piwo?

Chcę się odwdzięczyć za podwózkę.

Dziękuję.

Już prawie zapomniałam smaku zimnego piwa.

Kiedy ma się kupę kasy,

nie spędza się czasu na małych przyjemnościach.

Dokładnie.

Mam pomysł,
proszę mówić do mnie "Cześć",

a ja będę mówił do pani "Co jest".
Kiedy spotkamy się następnym razem,

pani powie "Cześć,
co słychać?"

a ja odpowiem "Co jest,
dobrze cię widzieć."

Podoba mi się.

Powinieneś wysiąść tutaj,

żeby ludzie nie gadali.

Dzięki jeszcze raz.

Dobra, kręć.

Dawaj.

Raz, dwa, trzy, już!

No już, wsadzamy.

Raz, dwa, trzy.

Cholera!

Raz, dwa, trzy.

Już!

Dobra chłopcy, napijmy się.

Jedną chwilę.

Nie masz tyle kasy,

żeby im rozkazywać.

Nie istnieje człowiek tak bogaty,

żeby miał prawo mówić,
kiedy można się napić.

Dobra, kupy gówna... Do roboty!

Dziękuję.

Żyletki?

Tak.

Chodź.

Mazie to piękne imię, może jeszcze się zejdziecie.

- Intuicja mi to podpowiada.
- Nie.

To już historia.

Ona już mnie nie obchodzi, teraz...

Teraz co?

Powiedz, co masz na myśli.

Powinnaś była wypuścić mnie przed bramą.

Wiem.

Tylko o tobie mogę myśleć, Lee.

Słucham?

To prawda.

Nie mów tak.

Co ty robisz?

Jim.

Cholera, puść mnie.

Wysiadaj!

Przepraszam.

Wybacz.

Przepraszam...

Proszę, wysiądź zanim zacznę krzyczeć!

Przepraszam, ja po prostu...

Po prostu,

też mam intuicję.

Nie kochasz człowieka, którego poślubiłaś.

Chodź no tu!

Jezu Chryste.

To moja ostatnia noc.

Mówię "hasta la vista"
tej kupie gówniska.

Będziemy tęsknić, Pluto.

Co ty na to, żeby poświętować w mieście?

Mam sałatę.

Spłacili mnie, a to nawet nie dzień wypłaty.

Nic z tego nie będzie.

Następnym razem jak się zobaczymy,

będziesz nazywał mnie Szefem.

A może to będę ja,

a ty będziesz dowodził zespołem.

No chodź, tylko parę drinków.

No dobra.

I to mi się podoba.

Nie myśl, że stary Pluto o tobie zapomni.

Zrobię cię szefem Capa,
ale najpierw toasty.

Panie i panowie,

oto

najlepszy, cholerny instalator rur

w całym zachodnim Teksasie.

Siadaj na dupie, Pluto.

Oto on,

jeden jedyny

Jim...Leszcz

McNeely.

Dawaj Jim, zaraz będzie lepiej.

Witamy w klubie ochlaptusów.

Jazda!

Wstawaj, ty mały sukinsynu.

Twierdzisz, żeś za mądry na kładzenie rur?

Prosisz się o skopanie ci dupy.

Musisz odsączyć ten zbiornik.

I nie pierdzielić przy tym głupot.

Może to cię rozbudzi.

- Cap jest wrednym chujem.
- Oj jest.

Florina, Florina

Gdzie zeszłej nocy byłaś

Florina, Florina

Gdzie zeszłej nocy byłaś

Wracasz o poranku

gdy słońce świeci na ganku

Florina, Florina

Gdzie zeszłej nocy byłaś

Florina...

Chyba opary mu zaszkodziły.

Trzeba go wyciągnąć albo tam padnie.

Wracasz o poranku, gdy-

Jim.

Jim?

Wstawaj, skurczysynu.

Dawaj, Jim.

Dorwij go, synu.

Wstawaj.

Tak! Dajesz, Jim.

Brawo, Jim.

Ty chuju.

Cześć.

Co jest.

Słyszałam, co zrobiłeś.

Masz świadomość, że odchodzę na dobre?

Domyśliłam się.

Dokąd pójdziesz?

Zrobiłem to, Dent.

Ożeniłem się z nią

i teraz ty oraz wszyscy inni w tym

zapomnianym przez Boga miejscu
możecie nazywać ją Lee McNeely.

Co ty na to?

Zawsze mnie pytałeś, co zrobię z pieniędzmi.

Będziesz więc zadowolony wiedząc,
że mam już jak je wykorzystać.

Kto wie?

Może pewnego dnia będę potrzebował
jakiegoś dobrego robotnika,

a ty pomożesz mi takiego znaleźć.

I jak?

Pachnie wspaniale, skarbie.

Nie słódź, konkrety proszę.

Jesteśmy właścicielami
najżałośniejszej,

najstarszej wydobywarki ropy
w zachodnim Teksasie.

- Wiedziałam.
- Uspokój się.

Źle to wyszło.

Rozegrałem to w

najgorszy możliwy sposób,

ale jak będę pracował przez 18 godzin,

siedem dni w tygodniu
i omijał śniadania,

unikał gumy do żucia oraz kin,

przy odrobinie szczęścia,
damy radę opłacić rachunki.

Nie obchodzi mnie to.

Zacznie, gdy będzie nas
stać tylko na fasolę.

Bardzo lubię fasolę.

Najlepiej podejść do takich jak on,

dokładnie tak jak lubią, na ich poziomie.

- Rozbaw go.
- Wiem co robię.

Oczywiście że wiesz, Szefie.

Cicho.

Panie Coker?

Nazywam się Jim McNeely.

Droga, którą przebyłeś nie

prowadzi donikąd, tylko tutaj.

Panie Coker, w Odessie mówią,

że zastrzelił pan człowieka,

który pytał o dzierżawę pańskiego rancza.

Nie jestem brokerem

i nie chciałbym też dostać kulki.

Czego, do stu diabłów, chcesz?

Niczego, proszę pana,

oprócz kilku liści tabaki do żucia.

Powiadają, że jest pan głupcem,
bo nie chce sprzedać ziemi.

Wolałby pan zostać okradziony

niż oddać im ranczo po dobroci.

Sram na to, co mówią.

Nie zgadzam się z nimi.
Inaczej by mnie tu nie było.

Po prostu uważam, że nikt wcześniej
nie zaoferował odpowiedniej stawki.

Potrzebuje pan pomocy przy
wydostaniu ropy

zanim oskrobią pana do sucha.

Jesteś osobą żującą gorzej

niż ktokolwiek kiedykolwiek.

Nigdy nie uważałem się za eksperta

w żuciu tabaki ani w czymkolwiek innym.

Jestem prostym chłopcem chcącym jakoś żyć.

Patrz.

Wierćmy! Zobaczmy, co to będzie.

A niech mnie.

Wiertarka dwie stopy głębiej.

Udało się, udało.

Jesteśmy w biznesie, słonko.

- Barry.
- Co to?

Twój procent.

Ależ Jim, pomagam z dobrego serca.

Pieprzenie.

Nawet nie wiedziałbym
o tym miejscu bez ciebie.

Dziękuję, Jim.

Więc nie ma żadnych statystyk,

nic oprócz skwaru i nadziei?

I tanich umów, proszę pana.

Sześć dolarów za akr.

Żadnych...

umów dla ryzykantów,
na pewno nie.

Nie do końca tak miało być, Dent.

Nie jestem geologiem, a hrabstwo
Scurry nie słynie ze złóż ropy.

Za to jest tam masa

najtańszej ziemi w zachodnim Teksasie.

Pozwolę panom

przemyśleć to do rana.

Inaczej sprzedamy komu innemu.

Święta Rito, daj mi jakiś znak.

Niech to.

Niech to.

Zawierzyć durnej podkowie?

A niech to.

I jak poszło?

Tak jak mówiłaś.

Nie jest tanio bez powodu.

Wiesz, myślałam o przerobieniu pokoju gościnnego.

Po co?

Jest tam łóżko i szafa.

Na co coś więcej?

Nikt tam nawet nie spał.

No cóż, może przerobimy na pokój dziecięcy.

Wiesz,

kiedyś.

Kochanie,

ledwo mamy czas dla siebie.

Jak jeszcze znajdziemy czas dla dzieci?

Zawsze się znajdzie.

Łatwo nie będzie, ale chciałabym

syna, uczyć go pracy na roli,
bycia prawdziwym kowbojem.

Kowbojem?

Chcesz syna?

Ted.

Bob, Tom.
Szefie.

To był dobry układ, ale złe warunki.

Mam tydzień na spłatę.

Dwóch spadkobierców
toczy bój w sądzie

o ziemię, której chcę.

Zawrzyj ponowny układ z obydwoma,

zrób wywierty i zdobądź pieniądze.

Jak będziesz miał na rozprawę,

zostaniesz właścicielem, łatwizna.

Problem w tym, że nie mam nawet

na odnowienie układu z jednym z nich.

To zacznij wiercić już teraz.

Mam siedem dni.

Potrzebujemy pomocy i to na wczoraj.

Panie Naylor, jestem
Jim McNeely, prezes

Spółki Paliwowej McNeely,
mogę zamienić z panem słówko?

Że co proszę?

Nie widzi pan, że jestem zajęty?

Panie Naylor, zamierzam wiercić

na gruncie, który pan dzierżawi.

Do poniedziałku powinna tam

powstać wielka dziura.

Chyba nigdy nie słyszałem o firmie,

której jest pan rzekomym prezesem.

Wysłucha mnie pan czy nie?

Chyba się mu podobało.

Dzień dobry.

Cześć.

Jak tam finanse, pani McNeely?

Za mało, żeby was obdzielić, to na pewno.

Zwalniam cię.

Co?

Coooo?

Zwalniam cię.

Mianuję cię żoną na pełen etat.

Możesz sobie przerobić pokój gościnny.

Konsul właśnie kupił moją gadkę,

będziemy wiercić na jego terenie od poniedziałku.

To niepozorne diabelskie nasionko

poszło prosto do prezesa Konsulatu

i sprzedało mu umowę wymyśloną na poczekaniu.

Przycisnąłem skurczysyna.

Oj tak.

Mam najpiękniejszą kobietę w Teksasie.

Jim, myślałem o tym...

To świetny układ.

Tak Jim!

Dokonałeś tego!

Tak.

Tak wcześnie i już mnie oddajesz innym?

DWA LATA PÓŹNIEJ

Cholera.

Zostało jeszcze kilka nieodkrytych pól.

Teraz jest już jedno mniej.

Zaoferowano mi je, a ja porzuciłem ofertę.

Mówiłaś żeby nie zawierać tanich układów.

Więc to moja wina?

A gdybyś mnie nie posłuchał?

Bylibyśmy teraz bogaczami?

Co byś wtedy miał, a czego nie masz teraz?

Tytuł milionera?

Jestem milionerem, chyba ci to umknęło.

Jim.

Sumujesz razem wartość ropy,

wartość ziemi, biura,

naszego domu,

i oszczędności i mamy milion.

I o co chodzi?

Na co ci więcej pieniędzy?

Kiedy przestaniesz chcieć więcej?

Kiedy naprawdę dostaniesz ten tytuł?

Jestem cholernym milionerem!

Tak się cieszę.

Cześć.

Co jest.

Zapomniałem ci powiedzieć.

Przeprowadzamy się do Fort Worth.

Niespodzianka.

Wiedziałam o tym, tylko nie wiedziałam kiedy.

Te domy są coraz większe.

Ludzie którzy w nich żyją też.

Jutro pokażę ci nowe kwatery

Spółki Paliwowej McNeely.

Będę ciężko pracował

każdego dnia i też stanę się wielki.

Kiedy to wszystko się stało?

Dent się tym zajął.

Co o nim sądzisz?

Wygląda jak zameczek.

Mają przyjęcie z muzyką.

To dla ciebie.

Nikogo tu nie znam.

Jeszcze.

To przyjęcie zapoznawcze, dla ciebie.

Co?

To twój zameczek, a ponieważ jesteś królową,

dostaniesz swój klucz.

Jim, co ty zrobiłeś?

Nie martw się.

Jesteśmy w domu.

Witamy wszystkich.

Zdrajca.

Świetnie wyglądasz.

- Charley.
- Jim, Lee.

Witajcie w domu.

Trochę wam to zajęło, ale mam

nadzieję, że będzie wam tu dobrze.

Wybaczcie, panowie,
pójdę przypudrować nosek.

Witamy z powrotem w Fort Worth.

Na pewno jesteś teraz znany na zachodzie.

Oczywiście, że jest.

Nieźle mi się powodziło.

Przypominają się szkolne czasy?

Stare dzieje, Jim.

Charley opowiadał nam właśnie
o twoich przedsięwzięciach.

Może opowiedz o swoim ostatnim przedsięwzięciu,

dzięki któremu dorobiłeś się Cadillaca.

Może zainteresują was
perspektywy dla hrabstwa Reeves.

- Brzmi nieźle.
- Wybaczcie mi,

czas się napić.

Dobry układ i jest Cadillac,
tak się robi łatwe pieniądze.

Na pewno dasz sobie radę

w tym uroczym miejscu?

Wygląda jak muzeum.

Robi wrażenie, odpychające, ale wrażenie.

Ale tego chciałeś, czyż nie?

Dobrze się spisałeś, Denty.

Mam coś dla ciebie.

Do cholery, otwórz.

- Oświadczasz mi się?
- Chciałbyś.

Dziękuję ci za wszystko.

Dość tych sentymentów.

Muszę się napić.

Jim McNeely.

Dzień dobry, pani Wales.

Wyglądasz wspaniale.

Dziękuję.

Pani jak zawsze olśniewająca.

Cieszę się, że mnie zaprosiłeś.

Szkoda, że mój mąż nie dożył tych czasów.

Chodźmy.

- Przejdźmy się.
- Oczywiście, proszę pani.

Piękny dom.

Prawda?

Pamiętam go z mojej młodości.

Też dużo pamiętam.

Zostawmy przeszłość za sobą.

Bardzo ci się poszczęściło.

Lubię myśleć, że ja i mój mąż

trochę przyczyniliśmy się do tego sukcesu.

Daliście mi państwo niezłego kopniaka.

Teraz już wiesz, że początkowa gorycz

może przerodzić się w słodycz.

Co u Mazie?

Nie wiem jak dużo wiesz.

Nie zawsze było u niej dobrze.

Przykro słyszeć.

Sądziłem, że im się powiodło.

Pluto, to znaczy Clayton,
pochodzi z dobrej rodziny.

Mogę zaoferować pani drinka?

Szkocka wystarczy.

Już się robi.

Bardzo cieszę się, że pani przyszła.

Dziękuję, Jim.

Jim.

- Ty stary gnojarzu.
- Ort.

Chodź tu, jestem taki dumny,
ty skurczysynku.

Zachowaj te teksty na pola.

Chciałem ci pogratulować.

Wiem. Świetnie wyglądasz, ładny krawat.

Jim.

Oto i ona.

Zmieniła się?

- Tylko popatrz.
- Mamo, dosyć.

Brzmisz jakbyś jałówkę chciała sprzedać.

Miło cię widzieć, Jim.

Malutka Mazie Wales jest jeszcze

bardziej niesamowita niż kiedyś.

Ty też nie wyglądasz źle.

A gdzie wszyscy poszli?

Leszczyk,

cholerny Leszczyk.

Pluto.

Ja i ten facet trochę się znamy, co nie?

Miałem trochę pecha, Jim.

Może usiądziemy gdzieś i pogadamy, bracie?

Napijmy się wszyscy.

Mogłam ci przynieść jakąś roślinkę do domu.

Ale mam dla ciebie coś innego.

Trzymałam to dla ciebie.

"Nie otwierać przed Gwiazdką."

Tamta Gwiazdka to już przeszłość.

Cieszę się, że ci się ułożyło, Jim,

że masz fajną żonę, którą bardzo chcę poznać

i zrobic wszystko co mogę,
żeby się jej tu spodobało.

Właśnie tutaj idzie.

Kochanie, pozwól na chwilę.

Chcę żebyś poznała moją wyjątkową

przyjaciółkę, oto Mazie...

LeMane!

Witaj Mazie, Lee McNeely,
miło mi cię poznać.

Również bardzo mi miło, Lee.

Witam w Fort Worth.

Dziękuję.

Wybaczcie że przeszkadzam,

ale dwóch panów pije na umór

w miejscu, które wygląda na naszą sypialnię.

Sądzisz że będzie im przeszkadzać,

jeśli cichutko się przebiorę i pójdę do łóżka?

Zabawna.

Podoba mi się.

Zajmę się nimi.

Jim, już czas, żeby nas
wszystkich wykopać.

Z chęcią poznać cie bliżej wkrótce.

Bardzo mi miło.

Odprowadzę cię.

Dobrze.

Zaraz dołączę.

Było super, stary.

Miło cię znów zobaczyć.

Dwa diamenty.

Musisz podbic trójką, Słonko.

Ta wieśniara tutaj umie raczej

rzucać kostką z kowbojami,
a nie grać w brydża.

Kowbojami?

Brzmi ciekawie.

Jesteś zabójcza, Lee.

Bardzo cię podziwiam.

Mnie?

Za co?

Miałaś odwagę zostawić pierwszego męża.

Nie przejmowałaś się tym, co powiedzą inni?

Nie miałam na to czasu,

wszystko stało się tak szybko.

Mówiłaś o swoich uczuciach

z tamtego okresu. Ja chyba
czuję się podobnie.

Mazie, to było co innego.

Popatrz, ty masz wszystko.

Jesteś wśród ludzi, w wielkim mieście.

Pluto, to znaczy Clayton,

jest miłym młodym
człowiekiem z dobrego domu.

Ta impreza jest żałosna.

Tylko wygłupianie się i picie mi zostało.

Dziękuję.

Dziwnie mi podawać obiad.

Przyzwyczaj się, kochanie.

Nie wiem co ze sobą zrobić w tym wielkim domu, Jim.

Może popracuję w biurze?

Jak sobie radzi nowy księgowy, moze trzeba mu pomóc?

Moja żona nie będzie harować w pieprzonym biurze.

Sądziłem że lubisz mieć trochę czasu dla siebie.

Czas dla siebie i nuda to prawie synonimy.

Czas dla siebie jest istotny tylko wtedy, gdy jest też praca.

Przy okazji, Pluto wpadnie później

na jakiegoś drinka, podobno ma mi coś do pokazania.

Sądziłam że spędzimy dziś czas we dwoje.

Chociaż raz.

To mój przyjaciel z poprzedniej roboty.

Mocno się zżyliśmy pracując razem.

O, Mazie też będzie.

Na początku nie wiedziałam, co o niej myśleć.

Ale nawet ją lubię, jest ogarnięta

pod tymi swoimi markowymi ubraniami.

Dobra z niej dziewczyna.

Cieszę się, że się dogadujecie.

Znów wygrałam.

Lee, chodź tutaj i pomóż

kobiecie roznieść tych mądrali.

Nienawidzę grać w karty i chyba muszę się położyć.

Nie marudź, kochanie.

Nie marudzę, to zmęczenie.

Mogę ich wywalić do domu.

Nie.

Nie chcę wam psuć miłych chwil
swoim marudnym zachowaniem.

Bawcie się dobrze.

- Dobranoc.
- Dobranoc, skarbie.

- Dobranoc.
- Dobra, Leszczu,

chodź tu, dowalmy tej dziewczynie.

Niech przegra.

- Proszę was.
- Ona oszukuje.

- Witaj.
- Cześć kochana.

Pakuj się, jedziemy na weekend do zachodniego Teksasu.

Zachodni Teksas, dokąd, tylko my
dwoje, co mam zabrać?

Szczoteczkę do zębów.

Zrób jakieś zakupy w Lettie.

- Przyjadę po ciebie o 11.
- Oszalałeś?

- To za godzinę.

Akurat dojedziemy tam na obiad.

Jim!

Proszę nas przemeldować
do apartamentu prezydenckiego.

Jeśli chcemy zrobić coś dobrze,

trzeba robić to dobrze, tak?

Dokładnie.

Leszczyk!

Co tak późno?

- Cześć Lee.
- Powinienem był cię ostrzec.

- Cześć Jim.
- Jim,

to wyjazd w interesach?

To wyjazd w każdym
tego słowa znaczeniu.

Zobaczmy nasz apartament.

Panowie, wierciliśmy razem
w dziewięciu miejscach.

Pięć suchych, cztery przetworzone.

Ten w hrabstwie Reagan jest taki sobie.

Nie zachęca do dalszych odwiertów.

Oddamy go komuś innemu.

Teraz musimy skupić się na

znalezieniu czegoś lepszego.

Kiedy według ciebie

Reagan na siebie zarobi?

Na tę chwilę, za trzy i pół roku.

Nie brzmi najgorzej.

Dlaczego nie wywiercimy go do końca?

Jest tam coraz więcej wody,

a jak dobrze wiemy, dalsze kopanie,

rozpuści więcej ropy w wodzie.

Nie zarabiam kiedy wy nie zarabiacie.

Dziś ta ropa jest pod ziemią,
ale jutro na niej zarobimy.

Może znajdziemy kolejny wschodni Teksas.

Albo hrabstwo Scurry.

Jeśli nie jesteście zainteresowani,

będę wiercił sam albo znajdę kogoś innego do pomocy.

Poczekaj Jim, nikt nie powiedział,
że nie jesteśmy zainteresowani.

Dobrze.

Jezcze trochę zarobimy
i Spółkę będzie stać na wyprawę

na prawdziwe safari dla nas wszystkich.

Super.

Możecie nie wiedzieć,

ale moim celem jest zabić

po jednej sztuce z każdego gatunku.

Mam już ponad stówę.

Daj znać, kiedy przyjdzie
czas na homo sapiens,

żebym mogła się schować.

Z mojej żony jest niezła komediantka.

Ja chciałabym zabić słonia, Jim.

Słonko, zrobimy to,

zabijesz największego w całej Afryce.

Zrobisz sobie z jego
nogi stojak na parasole

i pomalujesz mu paznokcie na złoto.

Dent, ogarnij to safari.

Ty też musisz jechać, przyda się miksolog.

Oczywiście.

Będzie nieźle, chłopcy.

Nie przejmuj się tym cyrkiem, koleżanko.

W takim środowisku jak to,

niektórzy żyją tylko na pokaz.

Nowi znajomi

wydają się chcieć tylko zabawy.

Sybaryta, późno wstaje,

dużo pije,

dla zabawy wiecznej żyje.

Dolicz mnie.

Wszystko spakowane.

Skoro tu jestem, chcę zobaczyć się z rodziną

a ty domknij nową umowę.

Zawsze je domykam.

Mam dobre przeczucie co do niej.

Może starczy na emeryturę.

Nie byłoby wspaniale?

Kiedyś tak będzie, kochanie.

Wiem.

Jedź ostrożnie,
widzimy się jutro.

Pozdrów tatę ode mnie.

Kolano daje mi w kość.

Nie pomoże mu nic nad lód i wódkę.

Dość o moim stanie zdrowia.

Mów.

Co jest?

Nie przejechałaś tylu kilometrów,

żeby zrobić mi obiad.

Żyjemy pustym życiem.

Jego byli współpracownicy
kręcą się obok cały czas,

bo mogą na nim zrobić kasę.

Stara się być częścią czegoś,

- co mnie kompletnie nie obchodzi.
- Nafciarze pragną szacunku.

To jest jak choroba.

Niektórzy wariurą, inni zaczynają oszukiwać.

To pragnienie łamie ich wewnętrznie,

a tylko najwytrwalsi dostaną to, czego chcą.

Jim uważa, że ma pecha od czasów
nieprzyjętej oferty w Scurry.

Może i ma.

Zatem pomóż mu mieć szczęście.

Zrób to, a oboje będziecie szczęśliwi.

Jim.

Nic?

Co masz na myśli przez "nic"??

Nic od ciebie nie chce.

Pieniędzy, domu.

Jedynie rozwodu.

Powiedziała, że sama o siebie zadba.

Znajdzie pracę,

ale ty będziesz potrzebował pieniędzy.

Co?

Co to, do diabła, ma znaczyć?

Przecież wiesz, ile mam

a ona na pewno chce połowę z tego.

Jedź tam i powiedz jej.

Dlaczego ty nie pojedziesz?

Mówiłem jej, że chcę się z nią spotkać.

Co jeszcze mam zrobić?

W takiej sytuacji, nie ma się co zasłaniać wymówkami.

Jedź tam, padnij na kolana

i błagaj o wybaczenie.

O ile oczywiście nie chcesz tego rozwodu.

Kto tam?

Lee, to ja.

Czego chcesz?

Porozmawiać.

O czym chcesz rozmawiać?

Nie chciałem cię skrzywdzić, to po prostu się stało.

Głupie, pijackie zachowanie i nic więcej.

Cały ten czas ją kochałeś.

Nie.

Nie.

To jest dokładnie to, czego

chciałeś i doskonale o tym wiesz.

Zabieraj się stąd i zakończmy to wreszcie.

Zbyt długo cierpiałam, ty sukinsynu.

To był tylko jeden raz.

- Proszę, ja cię kocham.
- Idź sobie.

Zostaw mnie w spokoju.

Nigdy więcej nie chcę cię widzieć.

Cholera.

Wyłącz to, sucho.

To już ósme takie

podejście i oby ostatnie.

Cholerka, jakbym był pieprzonym geologiem.

A jestem tylko kopiącym tu i tam sukinkotem.

Mówiłem żebyś nie zapeszał.

Pech.

Pech.

Nie złożyłeś mi życzeń.

Wszystkiego najlepszego, Jim.

Najlepszego.

Głupie słowo, które nic nie znaczy.

- Wyznacznikiem bycia najlepszym jest sukces.
- W takim razie: Samych sukcesów.

Facet, który w wieku 36 lat dorobił

się 3 milionów dolarów, sam w sobie jest sukcesem.

Może nie przesadzajmy.

To co jeśli nie znajdziemy w ziemi

kolejnego Teksasu. Mamy rezerwy.

Inwestorzy się wykruszą.

Słuchaj, lubię ryzyko tak jak ty,

ale czasem wolałbym spłacić jedno

ze zobowiązań zanim podejmę się kolejnego.

Przestań być takim czarnowidzem.

Niedługo coś się znajdzie.

Jetem realistą.

I lepiej zgub tę oponę.

Sprawia że czuję się

krok od bezrobocia.

Denty, za dobrze się
bawiłem pracując na nią.

Poza tym mam serce

mocniejsze od skóry nosorożca.

Urodziny Lee są za kilka dni.

Wyślij jej kwiaty, dowiedz się, czy czegoś jej nie trzeba.

Już się tym zająłem.

Cóż za godzien oczekiwania prezent.

Czy to nie cudowne, być żoną mężczynzny,

który we własne urodziny kupuje podarek swej wybrance?

Jesteście gotowi?

Gotowy.

Przepiękna bransoletka.

Akcje Bison dobrze sobie radzą.

Masz coś przyoszczędzone?

Mają gdzieś geologa,

który pracuje dla nich od lat.

Próbuję przeżyć do emerytury.

Ktoś gdzieś pewnie wisi ci kasę.

Stoję tu i czekam,

aż coś mi wpadnie.

Mam wieści.

Nic ci nie wpadnie.

Musisz wyciągnąć rękę i samemu sięgnąć.

Nie wiem jak to zrobić, Jim.

Nigdy tego nie potrafiłem.

Przeprzeni drylownicy.

Z każdą kolejną dziurą,

jest coraz mniej pól.

Nie chcę już wiercić na ślepo.

Mam sprzęt, wiem jak wiercić

i mam doświadczenie większe
niż ktokolwiek w tym stanie.

Mimo to...

Nie wiem gdzie wiercić.

Powiesz mi gdzie,

a już nigdy nie bedziesz
tylko próbował przeżyć.

To za mało dla ciebie, Barry?

Nie.

To wcale niemało.

Po prostu brzmi, jakbyś chciał kraść.

Tylko małą mapkę z kropką w konkretnym miejscu.

W porządku, kochanie?

Jak nigdy.

Czułam się jak kukła,

musiałam iść na zakupy.

Odrzuciło kartę, ale zapłaciłam gotówką.

Kupuj co tylko chcesz.

Ten dom nie przypomina ci o Bowie Street?

Jim, co się dzieje?

- Dzień dobry, Słoneczko.
- To na nic, Jim.

Daj Barry'emu Wakely spokój.

Rób sobie przy Bison co chcesz,

ale Barry'ego zostaw.

Wszystko zatoczyło koło.

Znów jest ci przykro z powodu Spółki

Bison, która ma więcej
pieniędy niż Wujek Sam.

Nie da się niszczyć ludzi

i nie ponosić za to konsekwencji.

Chcesz dać mi nauczkę,

no śmiało, wyżyj się.

Barry ma niepełnosprawne dziecko.

Brak pieniędzy to dla niego koniec.

Praca dla mnie chyba

zepsuła w tobie człowieka.

Taki z ciebie panicz

z egzotycznym gustem.

Ale jeśli to wszystko się skończy,

będziesz na ulicy w łachmanach umierał z głodu.

Więc przestań zrzędzić jak wkurzona żonka.

Próbuję tu prowadzić biznes.

Jim, jeszcze możesz przestać.

Możemy wrócić na zachód i rozwinąć skrzydła.

Tu się nie udało.

Ale wciąż możemy spojrzeć
w lustro bez obrzydzenia.

Wyjdź stąd.

Nie rób z niego złodzieja.

To co chcesz zrobić, to zwykła kradzież.

Przestaniesz kiedykolwiek
żyć jak jedna z tych rybek,

która czepia się rekina i zjada po nim resztki?

Nie zapominaj, z kim rozmawiasz.

Z Dentem, moim prywatnym zboczonym filozofem.

Który z tego co wiem,
jest tylko bezużytecznym pedałem.

Zejdź mi z oczu.

Wynoś się z mojego życia,
robota na mnie czeka.

Żyłem z tym najlepiej jak mogłem,

ale nigdy nikogo nie skrzywdziłem,

nigdy nikogo nie oszukałem,

a teraz sam zostałem oszukany.

Cholera.

- Zaraz wybuchnie.
- Oby.

Zarówno inwestorzy jak i nowojorski bank

żądają certyfikacji twoich audytów.

Walić ich, wiercimy dalej.

Do tego czasu masz zaniechać działalności.

Ochujali czy co?

Zaraz wywiercę tyle ropy,
że spłacę wszystko.

Zmuszą cię do ogłoszenia upadłości.

Jak długo mogą się wstrzymać?

Jim, jestem prawnikiem.

- Nie kanciarzem.
- Jezu Chryste!

Od kiedy wszyscy są tacy moralni?

Kłamiecie i kradniecie dla bogatych klientów,

ale nie macie jaj, by to robić,

gdy trafi się ktoś mniej zamożny.

Nie będę z tobą dłużej współpracować.

Co tam się u diabła dzieje?

To tylko węzeł.

Wracać do pracy.

Jim jest strasznie drażliwy.

Ostrzegłam go, że jeśli będzie przedkładał

te klikające maszyny nade mnie,

wymienię go na coś bardziej żywiołowego.

Będę z tobą szczery, Mazie.

Ten mały magnacik

zbliża się do swojego upadku.

Twój Jim ma kłopoty.

Zabawne, czyż nie?

Co takiego, Słonko?

Ostatecznie,

będziemy spłukani.

Ty?

Przecież nie mówiłem o tobie.

Nie o mnie.

Nie jeśli mi pomożesz.

Potrzebny nam nowy strumień.

Czego?

James McNeely?

Zależy kto pyta.

Nazywam się Michael Arthur,

Prawnik Spółki Paliwowej Bison.

Wierci pan w miejscu, które nie należy do pana.

Otrzymał pan fałszywą umowę dzierżawy

sporządzoną przez zaufanego prcownika Bison,

geologa, Barry'ego Wakely.

Ta ziemia należy do Bison.

Aby zachować wizerunek,

moja firma jest gotowa zapłacić

natychmiast kwotę, za którą uzna pan

opuszczenie tego miejsca za stosowne.

Jeśli się pan zgodzi, firma nie rozpocznie

postępowania przeciwko panu ani panu Wakely.

Wakely to panu powiedział?

Wakely zniknął,

a to prawie przyznanie się do winy.

Wiemy że pan się z nim spotykał.

Tak?

Tak?

Tak.

Znamy się od ponad 15 lat.

To mój przyjaciel.

Pracowaliśmy razem w Bison,

kiedy ty jeszcze srałeś w pieluchy.

Znam pańską przeszłość w Bison

i wiem, że jest pan zawodowcem.

Niestety ktoś nadużył zaufania Bison

i firma dołoży wszelkich starań,

by odzyskać to, co jest jej.

Panie prawniku, proszę stąd iść.

Wypiszcie sobie te wasze pozwy

i zobaczymy się w sądzie.

Widzimy się w sądzie.

Jeśli będzie sucho, postawię ci drinka,

bo nic innego nie będzie to warte.

Ale jeśli ryknie niczym puma i poleje się ropa,

będziemy się mieć o co sądzić.

Obaj musimy wrócić do pracy.

Co?

Jestem spóźniony.

Chłopaki nie widzieli kasy od dwóch tygodni.

Zapłacę im, wierćcie dalej.

Panie McNeely, robimy coś z pana Corvettą?

Panie Red, może ją pan odkupi z powrotem?

Nigdy jej nie lubiłem, żoną ją chciała.

Musi być w gotówce.

To dodatkowo kosztuje.

Ale coś na pewno da się zrobić.

Proszę bardzo.

Wejdźmy do środka,

- ja stawiam.
- Stać mnie jeszcze na picie.

Dencie Paxtonie, gdzie się podziewałeś?

Meksyk się zmienił.

Już nie jest tak kolorowy.

To w ogóle możliwe?

Kiedyś były noenowe.

A teraz wszystko wyblakło.

Więc wróciłem do domu.
Wszak dom jest tam gdzie serce.

Czy to nie urocze?

Sam to wymyśliłem.

Dent, to nie będzie trwało wiecznie.

Życie jest takie dziwne.

Oddychanie i kochanie
wystarczą, by się nim cieszyć.

Ludzie tak niepotrzebnie je komplikują.

Dlaczego?

Do diabła.

Ktoś mnie tu obsłuży czy nie?

Panie McNeely,

Pan Paxton był tu przed chwilą.

Sądziłem że chce się tylko przewietrzyć.

Gdzie on jest, panie Munson?

Był dobrym człowiekiem.

Był.

Ten świat na niego nie zasługiwał.

Jesteśmy na 12 tysiącach,
musimy wyciągnąć wiertło.

Zostało 400 stóp,

nie można po prostu wiercić dalej?

Może wylecić

i zablokować dziurę.

Więc wyciągnijcie go,

a potem drążcie dalej.

Do roboty, Ort.

Dobrze, Jim.

Kurwa.

Widzisz to wiertło?

- Tak jest.

Zwolnimy maszynę, a potem go wyciągniemy.

- Tak jest.
- Jak długo to zajmie?

- Kilka godzin.
- Pierdolenie.

Zrobimy to przed południem.

No już, ruszać się.

Nie ma czasu na ociąganie się.

Do roboty!

Kurwa, to gaz! Uciekajcie!

No dalej.

Jim, w porządku?

Dobrze się czujesz?

Złamał rękę i kilka żeber,

ale to nie jest najgorsza wiadomość.

Miał zakrzepicę żylną.

Jest przytomny.

Dobrze że pani tu jest, jest pani żoną?

Tak.

Tak myślałam.

W kółko powtarzał pani imię.
Lee, prawda?

Cześć.

Co jest.

Miałem najgorszy koszmar świata.

Zostawiłaś mnie,

a ja ożeniłem się z zachłanną Mazie.

Okropność.

Dent popełnił samobójstwo.

Ort...

Nadal czuję smród gazowych wyziewów.

Jimmy.

Cześć.

- Jesteś moim tatą?
- Tak.

Mały kowboj, co?

- Widzisz?
- Tak, to kurczak.

To kurczak.

Chodźcie, chłopcy.

cda.pl/letmefaith
freedisc.pl/justyna-k-lambert