All language subtitles for Presque.2021.FRENCH.1080p.WEB.H264-SEiGHT

SZCZʌCIARZE

Dzie� dobry. Biowarzywa!

A pobranie organ�w?

Wyrazi�em zgod�. Nie wiem,
czy co� si� nada, ale c�...

Nie wierz� w Boga. A pan?

Te� nie.

Ma pan jakie� preferencje co do stroju?

To pan b�dzie si� mn� zajmowa�?

Licz�, �e b�d� ju� na emeryturze.

Chce pan mie� na palcu obr�czk�?

I tak mnie ju� nie b�dzie.

Dzie� dobry.

- Czekaj� na pana na dole.
- Wiem.

Prochy - bardzo dobrze.

Ale prosz� zobaczy�.

Zwykle co� tam zostaje.

I potem nie mo�na otworzy� popielnika.
Jak przed chwil�. A to...

Pa�ski krawat.

Zrobi�am dla pana.

Bardzo dzi�kuj�.

Wys�a� nekrologi do druku?
Rzuci� pan okiem?

S� dwa na pana Giraud.

Mia� dwie �ony i druga nie chce by�
wymieniona razem z pierwsz�.

- Zam�wi�a oddzielny.
- Doskonale.

- Tak, Nicole?
- Mamy problem.

Odbieramy teraz dwa cia�a,

trwa jeden pogrzeb,
wi�c Joachim zosta� sam.

I?

Mamy wezwanie do odbioru cia�a.
Nie ma rodziny.

Jest pomoc domowa, kt�ra musi wyj��.

Prosz� mi przes�a� adres, dojad�.

Pami�tam, kiedy robili�my to zdj�cie.

B�d� pa�stwo mogli zmieni� zdanie.

Ca�y on. Ten u�miech...

Przepraszam.

To?

Wierzy pan w Boga?

Tak.

Mieli�my syna, Jeana.

Nied�ugo po �lubie.

Zmar� na zapalenie opon m�zgowych.

M�� nie chcia� s�ysze� o Bogu.

Mnie wiara pomaga�a.

M�� trzyma� je w szafce nocnej
przez prawie 40 lat.

Prosz� mu je w�o�y� mi�dzy d�onie.

To ich miejsce.

Uwa�aj na pomidory.

Nie m�czy ci� to?

Nie. To �wietne �wiczenie.
I poznaj� du�o ludzi.

Ja najch�tniej uciek�bym
na bezludn� wysp�.

Chcia�by� gni� na bezludziu?

Nie jeste� szcz�liwy?

Mo�e skoczymy kiedy� na drinka?

Powiedz pani Castella, �e nie mamy sa�aty.

Dobrze.

�yje pan?

Bardzo przepraszam.

To moja wina.

Nic panu nie jest?

- Uderzy� si� pan w g�ow�?
- Nie.

Bardzo mi przykro. Zrani� si� pan.
Mocno krwawi. Widzi pan?

Wezwa� pogotowie?

My�li pan, �e tu s� lisy?

Lisy?

Nie wiem.

Prosz� zaczeka�.

- Rozumie pan, co m�wi�?
- Tak.

Mia�em wypadek na drodze
z Les Martines do Sauvabelin.

- Spokojnie, jest dobrze.
- Dzi�kuj�.

Dobrze si� pan czuje?

Tak. A pan?

Te�.

Zrobimy rentgen.

- O co chodzi z tymi lisami?
- Nie mam poj�cia.

Boi si� pan lis�w? Nie s� agresywne.

Boj� si� b�blowicy.

W radiu m�wili, �e mo�na si�
ni� zarazi� przez odchody lis�w.

- Rozumiem.
- Wywo�uje raka w�troby.

Nic panu nie grozi. Prosz� podpisa�.

I jak Igor.

Doskonale. P�jdzie pan z Caroline?

Zaczeka pan tutaj?

Nie dawajcie si� jakiemu� psu.

Nied�ugo b�d�. Potr�ci�em upo�ledzonego.
Te� przys�a� zdj�cie?

Witam, panie Caretti.

- To pa�ski brat?
- Nie.

Za�o�y�em dwa szwy.

Pr�bowa�em mu wyt�umaczy�,
�e to ma�o prawdopodobne,

- �eby lis za�atwi� si� w miejscu wypadku.
- Ale nie niemo�liwe.

Podobnie jak to,
�e zaraz uderzy w nas meteoryt.

Nie zabieramy ju� czasu.

Poda�em mu co� na uspokojenie.
Nie taki diabe� straszny.

Strach to smutne uczucie.
To najgorsza z niewoli.

Zna pan tego tam?

Ze wsp�pracy ze szpitalem.

Nie chc� by� w�cibski,
ale czym si� pan zajmuje?

Kiedy o tym m�wi�, ludzie milkn�.

Ja nie musz� nic m�wi�, �eby milkli.

Zak�ad pogrzebowy?

To nie byle co. Pasjonuj�ca praca.

Da pan rad� wr�ci� sam?

Co dzie� ma pan nieboszczyk�w?

800-900 zgon�w rocznie.

Strasznie du�o. Postawi� panu drinka?

- Przykro mi, musz� jecha�.
- Do umarlaka?

- Dzi�kuj� za wszystko.
- Nie ma za co.

Przepraszam, zostawi�em ksi��k�.

Gdybym wiedzia�, �e za �ycia
poznam fachowca od pogrzeb�w...

Dzi�kuj�.

Szczeka, odk�d umar�a.

- Dawa�em mu jedzenie, gada�em do niego...
- Zwierz�ta nie lubi� czu� �mierci.

Powiadomi�am jej c�rk�.
Mia�a tylko j�. Syn zgin�� w wypadku.

Jego prochy maj� by� pochowane
wraz z ni� w rodzinnym grobowcu.

Twojej pani ju� nie ma, s�yszysz?

Przygotowa�am ubranie. Wybra�a t� koszul�.

- Mog� ju� i��?
- Tak. Jej c�rka ma przyjecha�?

Nie wiem.
Mieszka w Marsylii, by�y sk��cone.

Mam jej namiary.

- Musz� odebra� dzieci ze szko�y.
- Prosz� jecha�.

Je�li wszelkie swoje zamiary
rozpoczniesz pytaniem:

"Czy na pewno chc� to robi� raz po raz?",

b�dzie to najsolidniejszy
�rodek ci�ko�ci.

Oto moja nauka:

"�yj tak, jak chcia�by� �y� raz po raz,
bo i tak raz po raz �y� b�dziesz.

Kogo raduje staranie, ten niech si� stara.

Kto kocha odpoczynek, niech odpoczywa.

Kto lubi by� poddanym
i pos�usznym, niechaj b�dzie.

Niech jednak wie,
co wybra�, i si� nie cofa.

Stawk� jest wieczno��".

Nie istniej� indywidualne prawdy,
a jedynie niezliczone indywidualne b��dy.

Jednostka sama w sobie jest b��dem.

Jeste�my p�kami na drzewie.

Sk�d mamy wiedzie�,
czym staniemy si� dla dobra drzewa?

Tu Judith Lascaux.
Prosz� zostawi� wiadomo��.

Jeszcze pani nie wysz�a?

Podobno mia� pan wypadek.

Tak, mia�em.

Z udzia�em upo�ledzonego. Wstrz�saj�ce.

Odzywa�a si� c�rka pani Lascaux?

Tak. Jutro przew�z.

Nie wie, czy chce zatrzyma� psa.
Jeszcze zadzwoni.

Prosz� wraca� do domu. Mi�ego wieczoru.

Da�by� sobie spok�j
z wo�eniem tych warzyw.

Ca�ymi dniami na rowerze.
To niebezpieczne.

Spotka�em wczoraj mi�ego cz�owieka.
Z zak�adu pogrzebowego.

Dziewczyna, kt�ra do mnie przychodzi,

te� ma wiele pasji.

Powinni�cie si� pozna�.

Mamo, upo�ledzonego nie wyswatasz.

- Masz wdzi�k, anio�ku.
- Z tym wygl�dem?

A jak si� odezw�, to koniec.

Potrafi�by� uszcz�liwi� kobiet�.

A b�dziesz obok, �eby mi za�o�y� gumk�?

Ci�gle pr�buj� by� samodzielny,

ale wszyscy chc� mnie szufladkowa�.

A ty uk�adasz mi �ycie.

Daj mi spok�j.

Mamo, my�l o sobie.

Mam dostaw�.

- Nie zostaniesz na obiad?
- Musz� lecie�.

Praca.

- To przyjed� na kolacj�.
- Dobrze.

Oddam ci pranie.

Dzi�ki, mamo.

- Zrobi pani zdj�cie?
- Oczywi�cie.

- Gotowy?
- Jeszcze tylko wyko�cz� twarz.

Trzeba usun�� rozrusznik. Kremacja.

A pan Chassart? Nadal nie wiemy.

- Rodzina Chassarta si� nie dogada�a?
- Nie odzywaj� si� do siebie.

Niech wreszcie co� uzgodni�.
Na p� go nie przetniemy.

- Kto� czeka w warsztacie.
- Nie ma komu go przyj��?

To ten upo�ledzony, kt�rego pan potr�ci�.

Przeje�d�a�em w pobli�u.

- Ekologiczny.
- To dla mnie? Bardzo dzi�kuj�.

Co u pana?

Wszystko dobrze.
Przepraszam, mam zebranie.

W takiej pracy cz�owiek pewnie
ci�gle co� relatywizuje.

Droga ta trumna?

900. Bez opcji dodatkowej.

A co to?

Uchwyty. Miedziane, sk�rzane, nawet z�ote.

Z�ote?

Nie szkoda pieni�dzy?

Ka�dy robi, co chce.

A trumna musi by� zapiecz�towana?

- Potrzebuje pan trumny?
- Na razie nie.

Te s� najta�sze?

Nie. S� z tych dro�szych, to lite drewno.

Te� eko.

Musz� wraca� do pracy.

Dzi�kuj�.

Przew�z z Neapolu.

Philippe?

Nie pasuje mi.

- Znowu problem?
- To ju� czwarty transport.

S� wakacje, mam dzieci.
Neapol nie jest tu� obok.

- Serge, m�g�by�?
- Wioz� ju� pani� Lascaux.

Ni� zajm� si� sam.

- Pan nie mo�e.
- Wykluczone.

- Pani zdaniem nie poprowadz� karawanu?
- Jutro mamy napi�ty grafik.

Cmentarze s� pe�ne ludzi
niezast�pionych. Poradzicie sobie.

Doko�czcie sami.

Nawet je�li potrafimy z�agodzi� b�l,
pozostaje faktem,

�e wszyscy do�wiadczymy
nieodwzajemnionej mi�o�ci,

choroby, staro�ci, �mierci.

Tragedia jest wci�� obecna, my tak�e.

Ca�� reszt� mo�na zbudowa�.

Pa�ski garnitur.

- Wszystko gotowe? Akt zgonu, dokumenty?
- S� w schowku.

- A wie�ce?
- B�d� na miejscu.

Zapowiada si� dobra pogoda.

- Na pewno wszystko w porz�dku?
- W najlepszym.

Cholera.

Nie do wiary...

Co pan tu robi?

Bardzo przepraszam.

Wie pan, �e to karawan?

To mia�o by� do�wiadczenie metafizyczne.

Wed�ug Platona

filozofowa� to �wiczy� si� w umieraniu.

- Gdzie jeste�my?
- 150 kilometr�w od Lozanny!

- Szybko pan je�dzi.
- Co teraz? Mam zawr�ci� czy jak?

Zawie�� nieboszczk�.

Ja sobie poradz�.

Mam pana zostawi�?

�aden problem. Ju� nie przeszkadzam.

- Jedzie pan mo�e do Lozanny?
- Nie.

Jedzie kto� z pa�stwa do Lozanny?

Jad� do Montpellier.
Stamt�d b�dzie poci�g do Lozanny.

- Je�dzi pan sam poci�giem?
- Umiem kupi� bilet.

Uwaga, talerz gor�cy.

Dzi�kuj�.

Ma pan rurk� i �y�k� do zupy?

Rurk� i...?

�y�k�.

Tylko du��.

Du�a �y�ka.

Zamawia�em mielone.

Co za r�nica?

M�g�by mi pan pokroi� mi�so?

Tak jest dobrze?

Jest pan z�y?

Ale� sk�d.

Rurka...

i du�a �y�ka.

Bardzo dzi�kuj�.

- B�dzie potrzebne co� jeszcze?
- Nie wiem.

Wszystko jest super.

Za 10 minut jedziemy.

Dobrze.

Postawi�aby mi pani kubek...

Na stoliku? Oczywi�cie. �aden problem.

- Co tak d�ugo?
- Troch� to trwa.

Niby espresso, a spore.

Wezm� drugie.

Pomog� panu.

Musz� zd��y� do Montpellier. Mam co robi�.

- Widzisz, �e jest problem. Wyluzuj.
- Mo�na usi��� i zam�wi� kaw� do stolika.

- Czy ty jeste� g�upi?
- Ja?

Ja jestem g�upi?

- Co si� sta�o?
- To jest normalnie dyktatura!

- Co pan zrobi�?
- Chcia�em panu kupi� kaw�.

Stoicy m�wi�, �e co dzie�
trzeba si� szykowa� na najgorsze.

No i prosz�.

Co on robi?

A to gnojek!

Ma�pa!

Palant!

Niech to szlag.

Do tego jest zimno.

Ju� ja go za�atwi�.

"Fatalny kierowca,
niebezpieczny i chamski".

Wysy�amy. B�dzie mia� przer�bane.

- Przykro mi z powodu narzeczonego.
- Kogo?

To nie narzeczony. Tylko mnie podwozi�.

- Ciesz� si�.
- Ja te�.

Jestem Cathy.
Jedzie pan przez Montpellier?

- Tak, ale nie mog� przewozi� os�b.
- Mo�e pan.

Przy panu musia�em p�j��
na kompromis, ale...

Nie ma problemu. Dam sobie rad�.
Przesrane, ale nic to.

Bardzo mi przykro.

Czyje to? Genialne.
"Przesrane, ale nic to".

Niczyje. Znaczy, moje.

Przepraszam. Chod�my.

Nietzsche m�wi, �e najlepiej
zacz�� dzie� od zapytania siebie,

komu mo�emy sprawi� dzi� przyjemno��.

Wspania�e.

- My�li pan?
- W zupe�no�ci si� zgadzam.

Cathy!

Jed� z nami!

Dzi�ki! Mia�am naprawd� k�opot.

Zaczynam rozumie�.

- Pracuje pan w zak�adzie pogrzebowym?
- Nie ja. On.

Tam kto� le�y?

Tak.

- Z pana rodziny?
- Nie.

To troch� nietypowe.

Wsiadacie?

Dziwna sytuacja.

Uprzedza�em.

Kto to?

- Nieboszczka.
- Domy�lam si�.

Co si� sta�o?

Zawa�.

Przedziwne.

Cz�owiek wstaje rano,
ma mas� plan�w i bach!

Ko�czy w trumnie.

Fatalny dzie�.

Kto jest w urnie?

Syn tej pani.

Umarli jednocze�nie?

Nie. On zmar� dawno.

Jak si� zostaje
przedsi�biorc� pogrzebowym?

Dobre pytanie.

Z powo�ania?

Zna pan dzieci, kt�re marz�,
�eby pracowa� przy pogrzebach?

Faktycznie.

Jak tu mie� dobry nastr�j, kiedy cz�owiek
�yje w ci�g�ym strachu, �e bach?

Pana to nie dr�czy?

W moim zawodzie cz�owiek jest uodporniony.

- Pani o tym nie my�li?
- Nie.

Nie widz� sensu, ka�dy kiedy� umrze.

A nieboszczyk nie wie, �e nie �yje.

Normalnie Epikur.

Gdy ja istniej�, �mierci nie ma,
a gdy �mier� si� pojawi, mnie nie ma.

W�a�nie.

Pytanie, czy nale�y si� przygotowa�,

czy przeciwnie, mie� to gdzie�.

Montaigne chcia�by,
�eby �mier� zasta�a go beztroskim,

kiedy sadzi kapust� w ogrodzie.

Genialne.

Na �niadanie poch�on�� pan ksi��k�?

Chyba ca�� bibliotek�.

Nie ma ju� poci�g�w.

Dopiero jutro o wp� do dziewi�tej.

Poradz� sobie.

Nie mam na to wp�ywu,
wi�c spokojnie, luzik.

Skoro tak...

Od dawna si� znacie?

Nie.

Od wczoraj.

- By�em w trakcie dostawy i...
- Dostawy?

Jestem dostawc� ekowarzyw.

Wszyscy jeste�my troch� dostawcami.

Tutaj.

Bomba.

Dzi�ki, panowie. Spotkamy si� wieczorem?

By�oby super.

Przy�l� namiary.

Do widzenia.

Mogliby�my nocowa� w tym samym hotelu?

By�oby mi�o.

- Witamy.
- Rezerwacja na nazwisko Caretti.

Jest. Prosz�.

- I pok�j dla tego pana.
- Oczywi�cie.

Macie pokoje z dwoma ��kami?

Dlaczego?

B�dzie pro�ciej.

Nie. Dwa pokoje.

To mo�e dwa pokoje ko�o siebie?

Mam wolny pok�j po��czony z pa�skim.

Idealnie.

- Fantastycznie.
- Drugie pi�tro, po lewej.

Przepraszam, ma pan chwilk�?

Mog� prosi�?

Dzi�kuj�.

Co to jest?

Nie wiem. Kropla.

Kropla czego?

Nie mam poj�cia.
Nie korzysta� pan z toalety?

Nie.

- I nie spuszcza� wody?
- W�a�nie nie.

Troch� chlapn�o. To woda.

Nie spuszcza�em wody.

Mo�e sprz�taczka.

Tam co� jest.

Czego si� pan boi?

Chor�b.

Snujemy rozwa�ania o �yciu,
Nietzschem i stoikach,

a boimy si� lisa i kropelki siu�k�w.

Mo�na mie� rewelacyjn� skrzynk�
z narz�dziami

i by� marnym majsterkowiczem.

W�a�nie m�wi�: same slogany.

Tylko �e te slogany uratowa�y mi �ycie.

Gdyby nie Spinoza, Platon
czy Nietzsche, toby mnie nie by�o.

Ale racja, musz� jeszcze
wcieli� to w �ycie.

To Cathy. "Jeste�my
w Cachette na Marche du Lez".

Jedziemy?

Ja nie. Chc� si� wcze�nie po�o�y�.

Grecy m�wi� na to "kairos" -
odpowiedni moment.

Wcze�niej jest za wcze�nie,
a p�niej - za p�no.

M�j kairos poczeka.

- Na pewno?
- Tak.

Mi�ego wieczoru.

To Igor.

Przyszed�e�! Super!

No chod�.

Przedstawi� ci dziewczyny.

Berengere, przysz�a panna m�oda.
Ma nawet diadem. Caro...

Patoche.

I Natasha.

A to jest Igor,
bez kt�rego bym tu nie dotar�a.

A gdzie przysz�y pan m�ody?

Przywi�zany do kaloryfera.
Jutro go odwi���.

To po�egnanie z panie�stwem.
Ostatnie szale�stwo.

Przed ko�cem pocz�tku nowego �ycia.

W sumie to koniec zabawy.

Nie musisz odpowiada�,
ale co si� sta�o, �e...?

Mia�e� wypadek?

To?

Za bardzo si� wierci�em w brzuchu mamy,

co� tam si� zrobi�o z p�powin�

i taki jest efekt.

Dla mnie wygl�dasz normalnie.

Nic nie wida�.

Prawie.

Kogo� spotka�y�my!

Dla ciebie, Igor.

Nie �wirujcie.

Teraz si� nie da?

Rozumiem.

Troch� p�no, ale dobrze.

Na razie.

To tylko kupa mi�sa,

paznokci,

mieszk�w w�osowych...

To wn�trzno�ci, organy, trzewia...

narz�dy p�ciowe...

Bardzo przepraszam. Mi�ego wieczoru.

Igor, chod�!

Mam nadziej�, �e lubisz pianki.

Lubisz s�odycze?

Dobrze si� bawicie, widz�.

Chyba jest fajnie.

Kompletnie nie panuj� nad sytuacj�.

To wida�.

Tak, mamo?

- Szlajam si�.
- Z kim?

Z koleg� od pogrzeb�w. M�wi�em ci o nim.

Jutro wracam.

Nie martw si�.

Wyluzuj, mamo.

Dotykacie trup�w?

Nie to jest najtrudniejsze.

Ja bym nie mog�a.

Na pogrzebie ojca mama
kaza�a mi go poca�owa�.

Nie by�am w stanie.

Lepiej dotyka� �ywych.

Pan �onaty?

Rozwiedziony. Takie �ycie.

Ma pan dzieci?

Nie.

Przepraszam, za du�o wypi�am.

Wznie�my toast za Berengere

i za moj� pierwsz� podr� karawanem.

Ale nie ostatni�.

O cholera.

To by�a rozgrzewka.

- Nie spieszy mi si� do kolejnej.
- Musisz poczeka�.

Grecy m�wi�, �e w �yciu nale�y si�
zachowywa� jak podczas uczty.

Delektujemy si� potrawami i rozmow�,

a na koniec wstajemy,

dzi�kujemy wsp�biesiadnikom i wychodzimy.

Moim zdaniem cudowne.

- Ale po posi�ku mo�emy si� napi� kawy?
- I zje�� czekoladk�.

Albo ciasteczko.

Ja wol� zrazy, nawet zimne.

- Lubisz filozofi�?
- Ja uwielbia�am.

Nie moja dzia�ka.

Kocha�am te wyk�ady.

A pan grabarz?

Chyba ju� p�jd�.

Nie.

Pora na mnie. Bawcie si� dobrze.

Tylko skocz� do �azienki. Mog� ci� zabra�.

Powiedzieli�my co� nie tak?

Mo�e jeszcze jedna rozgrzewka?

Na po�egnanie panie�stwa!

Zupe�nie wam odbi�o?!

Tam jest cia�o. Troch� szacunku!

Co to za g�upoty?

Przecie� nikt nie umar�.

Tak nie mo�na!

Ju� dobrze. Nic ci nie jest?

Przepraszam.

Wracamy.

Pa, Igor!

No i pojecha�.

Pierwszy raz oberwa�em pi�ci�.

A ja pierwszy raz jej u�y�em.

Ju� mia�am sobie i��.

Dw�ch?

Nie.

Nie wiem, gdzie mam klucz.

Szuka� pan?

Nie mam.

Sprawdzi� pan kieszenie?

Nie ma.

Mo�e w torbie?

Nie.

Zaraz wracam.

Przepraszam.

Spoko.

Boecjusz m�wi,
�e jeste�my jak zab��kani pijacy.

Szukaj�c szcz�cia, zataczamy si�,
potykamy, przewracamy

i idziemy dalej.

Cz�sto to pani robi?

Z tymi, kt�rzy chc�.

Na co patrzysz?

Rozbieram ci�

na cz�ci:

mi�so, w�osy, ko�ci.

Przyjemne.

To metoda stoik�w, zwana merismos.

Ma trzyma� na dystans ��dze.

Dzia�a?

Nie bardzo.

Dzi�kuj�.

No dobrze...

Do widzenia.

- Czego� pan potrzebuje?
- Nie. Poradz� sobie.

Dobranoc.

Wygl�dasz inaczej ni� na zdj�ciu.

To jaki� problem?

Nie.

Zaczynamy.

Dobrze.

Przepraszam.

Masz mo�e past� do z�b�w?

Poczekaj.

- Prosz�.
- Super.

M�g�by� odkr�ci�?

Bomba. Mi�ego wieczoru.

- Tw�j brat?
- Nie.

Niedawno go pozna�em.

Potr�ci�em go autem, jecha� na rowerze.

I znalaz� si� tutaj.

Zadziwiaj�cy ch�opak.

Chyba nic z tego.

Nie podobam ci si�?

Za du�o wypi�em.

Z nim to nie proste.

Zdaje si�, �e ci� lubi.

Przepraszam.

Nie ma za co. Zdarza si�.

Nie �al ci?

Po�egnam si� z nim.

Wszystko gra?

Tak, dzi�kuj�.

Co robisz?

Medytowa�em.

Sorry.

Mog� do��czy�?

Mo�e b�dzie mi �atwiej zasn��.

To nie jest �rodek nasenny.

Co trzeba robi�?

Nic.

Zag��biamy si� w siebie.

Je�li pojawi� si� jakie� my�li,

pozwalamy im przep�yn��.

Jak ob�okom.

Nie zatrzymujemy.

To nie takie proste.

O czym my�lisz?

�e mam odra�aj�ce cia�o.

Takich my�li lepiej nie zatrzymywa�.

A ty o czym?

�e mo�e zamkn� drzwi.

O ile chcesz.

To cia�o jest obrzydliwe.

Wcale nie jest.

Nie musisz...

Wiem.

Nikt nie trzyma mnie tu si��.

B�dziesz si� brzydzi�.

Boj� si�.

To tw�j pierwszy raz?

Tak jakby.

Jak to?

Uprawia�e� ju� seks?

Tak troch�.

To spr�bujemy bardziej.

Zamknij oczy.

Po�� na mnie r�k�.

Jestem Elsa.

Jak u Aragona.

Jeste� szcz�liwa?

Nie zastanawiam si� nad tym.

A jak si� zastanowisz?

Nie jestem nieszcz�liwa.

Dzi�kuj�.

Niewiele zrobi�em.

Nie s�dzi�em,

�e to cia�o mo�e dawa� rozkosz.

Jakby przesta�o stawia� op�r.

A w instytucie wk�adali r�kawiczki,
kiedy nas mieli dotkn��.

Zero uczucia.

M�wili, �e to "dystans terapeutyczny".

27 lat!

Jak si� urodzi�em, to tata si� zmy�.

Mama musia�a przej�� pa�eczk�.

Co niedziela mnie tam odwozi�a,
a w pi�tek odbiera�a.

�winia.

Co robi�e�?

Zwali�em konia i wzi��em prysznic.

Gdyby� zobaczy� trupa takiego jak ja,

w takiej pozycji,

zauwa�y�by�, �e co� jest nie tak?

Nie s�dz�. Pomy�la�bym:

"Jaki pi�kny nieboszczyk".

Od zawsze si� tym zajmujesz?

Firm� przej��em ko�o trzydziestki.

Ale w szkole od zawsze
by�em "synem grabarza".

Obiektem ciekawo�ci.
Zadawali mi mas� pyta�.

Niekt�rzy si� bali, unikali mnie.

Mia�o to te� dobre strony -

porywa�em s�uchaczy opowie�ciami
o wisielcach i urwanych ko�czynach.

Jako nastolatek zabiera�em dziewczyny
do ch�odni i pokazywa�em im cia�a.

Ma�o skuteczny podryw.

Nie spowszednia�o ci to?

Sta�o si� moim �yciem.

Czasem, kiedy na ciebie patrz�, to my�l�:

prawdziwy stoik.

Jakby wszystko po tobie sp�ywa�o.

Jak po kaczce.

Kaczka robi si� zm�czona.

Prze�pimy si�.

Louis?

Mog� zosta�?

Je�li chcesz.

Dobranoc, kaczuszko.

Mo�esz otworzy�?

Ja do syna, Igora.

- Igora?
- Jest z panem Louisem.

Chwileczk�. Nicole? Igor?

- �adnego Igora tu nie ma.
- Jest z panem Louisem.

To jaka� pomy�ka.
Pan Caretti wyjecha� s�u�bowo.

By� tu wczoraj, zostawi� rower.
Nie mog� si� do niego dodzwoni�.

To pewnie nieporozumienie.
Zaraz to wyja�ni�.

Jest u nas pani Paratte, mama Igora.
Nie wie pan, gdzie Igor?

Ze mn�.

Matka bardzo si� martwi.

Wszystko jest w porz�dku.

Gdzie on jest?

- W Montpellier.
- We Francji?

Prosz� jej powiedzie�,
�e odwioz� go na poci�g do Lozanny.

Chce z nim porozmawia�.

Igor akurat bierze prysznic.

Musz� ko�czy�.

Jeste�! Wszystko w porz�dku?

Tak. Wyspa�e� si�?

Owszem. Dobre jedzenie?

Pycha.

Musimy jecha�, bo sp�nisz si� na poci�g.

Najwy�ej pojad� nast�pnym.

W tradycji zen jest
takie g�upie �wiczenie.

Przechodz�c przez drzwi,
umieramy dla siebie,

zostawiamy za sob� przesz�o��
i otwieramy si� na nowe �ycie.

Przeszli�my.

Cedric Lascaux.

1969-1986.

Strasznie m�ody.

17 lat.

To na nas wyj�?

Na karawan? Dziwne.

Wolno panu przeje�d�a� na czerwonym?

Nie zauwa�y�em.

Nie zauwa�y� pan? Dokumenty poprosz�.

- Naprawd� nie zauwa�y�em.
- Jak ka�dy.

Jeszcze akt zgonu i dokumenty celne.

Akt zgonu...

Protok� ze z�o�enia zw�ok do trumny?

Chwileczk�. Bardzo nam si� spieszy.

W tym pudle jest mama.

Musimy jecha� na pogrzeb.
Zaraz b�d� bi� w dzwony.

Mama nie �yje. Le�y w pudle.

To jego matka.

- Musimy ju� jecha�.
- Jest troch�...

Dobry Louis.

Jed�cie, tylko ostro�nie.

Naprawd� musimy.

Na razie!

Ch�tnie bym dalej z wami jecha�.

Z Cedrikiem i z Madeleine.

M�wisz o nich, jakby� ich zna�.

Jest jaka� wi�.

Ty ich zna�e�?

Opowiem ci innym razem.

Dot�d mia�em przyjaci� na papierze:

Nietzschego, Spinoz�, Kartezjusza.

Ty jeste� przyjacielem z krwi i ko�ci.

Dzi�kuj�.

Naprawd� chcia�bym z tob� pojecha�.

Lepiej, �eby� wr�ci�. Matka si� martwi.

Niech si� wali. Zam�cza mnie od 37 lat.

My�lisz, �e si� martwi�a,
jak mnie odda�a do zak�adu?

Ma�pa?

Fajnie nam we czw�rk�, co?

"Wszelkie zadowolenie �miertelnych
jest �miertelne!" Montaigne!

"Najwi�kszym podr�nikiem nie jest ten,
kt�ry okr��y 10 razy �wiat, lecz ten,

kt�ry odb�dzie jedn�
podr� dooko�a siebie". Gandhi.

Cytat z karty da�
w indyjskiej restauracji.

Cze��, Roger!

Wsiadasz? Z ty�u jest miejsce.

Ile dajesz sobie punkt�w
na skali szcz�cia?

- Przy muzyce to dziewi�� i p�. A ty?
- Blisko.

Nie odbierasz?

To pewnie klient. Nic wa�nego.

Na pewno nic mu nie jest.

Macie jaki� problem? To powiedzcie.

Nie mamy.

Mi�ego dnia.

Wed�ug Diogenesa, �eby by� wolnym
od ludzkich spojrze�,

trzeba i�� przez �ycie,
ci�gn�c za sob� �ledzia.

Ze mn� ten �led� jest zawsze.

Ludzkie spojrzenia mamy w dupie!

Prosz� mu wybaczy�.

�mia�o!

Ludzkie spojrzenia mam w dupie!

Jak podr�?

Dobrze.

Dzisiaj p�jdzie szybko.
Nikt nie chce przemawia�.

Cze��, Judith.

Mog�e� mnie uprzedzi�.

Nie da�em rady zadzwoni�.

Nie chcia�aby, �eby� j� obs�ugiwa�.
Cedrica tym bardziej.

Czu�em potrzeb�, �eby im towarzyszy�.

I bez tego jest mi ci�ko.

Pono� nie chcesz wyg�osi� mowy.

Mog�aby� j� po�egna�.

Po co? Nie odzywa�y�my si� do siebie.

Czasem cz�owiek �a�uje.

Zniszczy�e� rodzin�, a teraz grasz zbawc�?

Sam co� wyg�o�.

Robimy zdj�cia dla nieobecnych
bliskich. Chcesz zobaczy�?

Moja koszula.

Wy j� ubierali�cie?

Sama j� wybra�a na ostatni� podr�.

Dosta�a j� ode mnie na urodziny.

Uczcijmy zmar�� chwil� ciszy.

Chcia�bym powiedzie� kilka s��w.

Chcia�bym powiedzie�, �e...

zna�em kiedy� Madeleine.

Mia�em dla niej wiele podziwu.

By�a b�yskotliwa,

odwa�na,

wspania�omy�lna.

Gdy pozna�em Judith,

Madeleine powita�a mnie
w rodzinie z otwartymi r�kami.

Potrafi�a mnie wys�ucha�,
zach�ci�, doradzi�.

By�em do niej bardzo przywi�zany,
ona do mnie tak�e.

A potem zmar� Cedric.

Mia� ledwie 17 lat

i ca�e �ycie przed sob�.

Tamtego dnia chcia� si�
przejecha� moim autem.

A ja pozwoli�em.

Nie umia�em odm�wi�.

Dzisiaj wiem,

�e cz�owiek schowany za pancerzem

tylko udaje, �e �yje.

Madeleine, Cedricu,

Judith,

przepraszam.

Dzi�kuj�.

Uroczysto�� dobiega ko�ca.
Pomilczmy jeszcze przez chwil�...

Prosz� bardzo.

Nie jestem z rodziny,

ale chcia�bym co� powiedzie�.

Patrz�c na trumn� Madeleine,

widz� dwie daty:

1934

i 2020.

Mi�dzy nimi jest my�lnik,

krucha kreseczka.

To jest �ycie.

Wreszcie wszyscy siedzimy
w jednym poci�gu.

Czasem tak bardzo chcieliby�my
by� maszynist�,

by zatrzymywa� si� na stacjach szcz�cia,

a mija� z du�� pr�dko�ci�
stacje cierpienia.

Ale mo�e cho� odb�dziemy t� podr�

bez utyskiwania, �e bar zamkni�ty,

a konduktor to mruk.

Nie wiemy, dok�d jedziemy.

Nie znamy celu podr�y,
ale jeste�my w tym poci�gu.

Dzi�kuj� Madeleine i Cedricowi.

To za ich spraw� �yj� bardziej.

Dzi�kuj�, Louisie.

Przepraszam.

Jak tam?

- Masz rozpi�ty rozporek.
- Cholera. By�em w �azience.

Rozumiem. Ju� zapi�ty.

Zobacz, kto idzie. Ucieszysz si�.

No i nie wytrzyma�a�.

Dlaczego pani przyjecha�a?

Martwi�a si�.

Martwi si� od 37 lat.

To Nicole si� martwi�a.
Sama zaproponowa�a.

Znowu nadgodziny?

Zadzwoni�am w sprawie psa
i Judith wszystko mi powiedzia�a.

Faktycznie zacz�am si� martwi�.

Jestem doros�y.

Powiedzmy.

Mog�?

Teraz lepiej.

Chod�my si� napi�.

Jak tam? Smakuje?

Pyszne.

Przyszed�e� si� naje��?

Troch� tak.

- Jeste� z rodziny?
- Nie.

Jak masz na imi�?

Fred.

Wszystko gra?

To pa�ski brat?

Nie. Przyjaciel.

Mamy co robi�.

To mo�e nie zwlekajmy?

Co?

Nie, nic.

Tekst: Katarzyna Wojsz