All language subtitles for Fender.Bender.2016.720p.BluRay.H264.AAC-RARBG

synchro**stemil99**

Dzwoni�am.
Przy�l� kogo� rano.

To by�a ca�kowicie jego wina,
chocia� tyle dobrego.

Dzi�ki, ale zostan� w domu.

Mam randk� z gor�c� k�piel�
i butelk� wina.

Pozdr�w ich ode mnie.
Bawcie si� dobrze.

Jak dobrze, �e ju� pi�tek.

Tego mi w�a�nie trzeba.

Przepraszam za dzisiaj.

Kim jeste�?

Twoim nowym przyjacielem.

Przyjacielem od st�uczki.

Nic mi nie jest, dzi�ki.

U mnie te� dobrze.

Ciesz� si�.
Co� jeszcze?

Tak.

Mi�ej k�pieli.

Sk�d wiesz,
�e bior� k�piel?

Zgad�em.

Dobranoc.

ST�UCZKA

Mia�a� racj�.

Jezu...

Jak mog�am by� tak g�upia?

Nie obwiniaj si�,
nie mog�a� wiedzie�.

Ty wiedzia�a�.

Bo widzia�am,
jak dawa� jej li�ciki.

A Erik widzia� ich razem
w kr�gielni w weekend.

� Masz racj�.
� ...dalej by nas zwodzi�.

Co robi�?
Uczy go ca�owa�?

Sp�dzaj� wspaniale czas.
�miechy, chichy.

W idealnym momencie
przerzucone w�osy.

To takie wulgarne.

� O m�j Bo�e.
� Co?

� Ko�cz�.
� Nie p�jdziesz tam?

� Nie mog�.
� Mo�esz.

� Mo�e ty, ale ja nie.
� Ale...

� Zadzwoni� p�niej.
� Hilary!

� Spieprzaj, Andy.
� Mo�emy pogada�?

Nie mo�emy i gratuluj�,
tworzycie idealn� par�.

To nic dla mnie nie znaczy.
Ona jest niewa�na.

� Jeste� moj� dziewczyn�.
� Ju� nie.

MAMA

O m�j Bo�e.

Chyba sobie, kurwa, �artujesz!

Cze��.

Przepraszam.
Jeste� ca�a?

� Co si� sta�o?
� Nie uwierzysz.

Chcia�em zmieni� stacj� w radiu

i nast�pne co pami�tam,
to zgrzyt naszych zderzak�w.

Powinienem to przewidzie�.
Jeszcze raz przepraszam.

� �wietnie.
� No prosz�.

� Rodzice mnie zabij�.
� To tylko i wy��cznie moja wina.

� To nowe auto mamy.
� Na pewno zrozumiej�.

By�oby wspaniale,
ale nie zna pan moich rodzic�w.

To tylko st�uczka.
Nic powa�nego.

� Oby mia� pan racj�.
� Takie rzeczy si� zdarzaj�.

Mnie jeszcze nigdy.

� To tw�j pierwszy raz?
� Tak.

To m�j pierwszy wypadek.
Dopiero odebra�am prawo jazdy.

Dziewica.

� S�ucham?
� Je�li chodzi o co� takiego.

Tu si� zgodz�.

Powinnam chyba to uczci�.

Wymienimy si�?

Czy wymienimy si�
kontaktami.

Nie musimy �ci�ga�
do takiej b�ahostki policji.

� Chyba nie.
� Maj� lepsze zaj�cia.

W tym mie�cie?
Nie wiem.

� Zaraz wracam.
� Ja te�.

Chyba o niczym
nie zapomnia�am.

Chyba nie.

� Pami�tam z kursu.
� Super.

To dla ciebie.

� Dzi�ki.
� To chyba wszystko.

� Jeszcze zdj�cia.
� S�ucham?

M�wili nam, �eby zrobi�
zdj�cia uszkodze� i w og�le.

No tak.

Jeszcze panu, je�li mog�.

Jasne.

Teraz pana kolej.

� Obejdzie si�.
� Jest pan pewien?

� To chyba tyle.
� Chyba tak.

� Do widzenia.
� Do widzenia, Hilary.

Rachel mi powiedzia�a.
Jak si� czujesz?

� Nie uwierzysz, co si� sta�o.
� B�aga� na kolanach o wybaczenie?

� Oberwa�am.
� Uderzy� ci�?

Nie, mia�am wypadek.

� Jeste� ca�a?
� Tak.

To by�a tylko st�uczka,
na szcz�cie nie z mojej winy.

� O Bo�e, nowy w�z twojej mamy.
� A do wyjazdu kilka godzin.

� B�dzie �le.
� No.

Dzi�ki.

� W razie czego dzwo�.
� Musz� si� z tym zmierzy�.

� Cze��.
� Gdzie by�a�?

� Na przeja�d�ce.
� Przeja�d�ce?

Nie odbiera�a� telefonu.
Chcieli�my wzywa� policj�.

Wiem, przepraszam.

Co by�o tak wa�nego,
�e wyby�a� zaraz z rana?

� Pojecha�am do Andy'ego.
� Bo�e, Hilary.

Wiem, jakie macie o nim zdanie.
Pojecha�am z nim zerwa�.

Mieli�cie racj�.

� Sko�czy�am z nim.
� Przynajmniej tyle dobrego.

Ale to i tak ci�
nie usprawiedliwia.

� Wiem.
� Niech to si� nie powt�rzy.

Ju� do�� mamy na g�owie.

Pom� nam si� spakowa�.
O 15.00 mamy samolot.

W�a�ciwie to,

sta�o si� co� jeszcze.

Jakby nigdy nie zrobili nic z�ego
w swoim idealnym �yciu.

Doszli�my z mam� do wniosku,

�e nie mo�emy zignorowa�
dzisiejszego wydarzenia.

� Tato, ja...
� Teraz ja m�wi�.

Wiem, �e ci przykro, a to ju� co�,
ale czyny maj� konsekwencje.

� Co to znaczy?
� Nigdzie z nami nie jedziesz.

� Co?
� Masz szlaban.

Zostaniesz w domu
i zajmiesz si� autem mamy.

I masz zakaz wychodzenia
z domu, zrozumiano?

Mamo?

Nie mo�emy udawa�,
�e nic si� nie sta�o.

Ale mieli�my jecha�
wszyscy razem.

Czeka�am na to ca�y rok.
Wiecie o tym.

Jeste�my pewni,
�e to si� nie powt�rzy.

Przepraszam.
Prosz�?

W kuchni znajdziesz instrukcje.
Masz si� tym zaj�� dzisiaj.

Przynajmniej tyle
zr�b dla matki.

� Mamo, prosz�, zosta�.
� Zobaczymy si� jutro wieczorem.

Przykro mi.

Ubezpieczenia,
Davidson, s�ucham.

� Dzie� dobry, m�wi Hilary Diaz.
� Co u ciebie, skarbie?

�wiczysz deboules?
Dobrze powiedzia�am?

� U mnie wszystko dobrze.
� Ciesz� si�.

Ale nie w tej chwili,
dlatego dzwoni�.

Dzi� rano mia�am wypadek.

� Uderzono we mnie w ty�.
� Ale jeste� ca�a?

Nic mi nie jest.
To by�a tylko st�uczka.

� Najgorsze, co mo�e by�.
� Ale rodzice nie byli zachwyceni.

� Nowa Sentra?
� Tak.

� Tak mi przykro.
� Wiem.

To by�a wina drugiego kierowcy.
Mam jego dane.

� W porz�dku.
� Czyli tak jak trzeba.

To super.
Wszystko b�dzie dobrze.

Zawsze jest ten pierwszy raz.

Na szcz�cie nic ci si� nie sta�o.

Zawsze mog�o by� gorzej.

Poczekaj, otworz� wasz folder.

Dobrze, mam.
Podaj nazwisko kierowcy.

Hilary?
Jeste� tam?

Podasz mi nazwisko kierowcy?

� Przepraszam.
� Nic nie szkodzi.

� Jonathan Barker.
� Adres i numer telefonu.

Grenelle Street 312,
Littleton w Kolorado, 80120.

Telefon: 303-555-6462.

Numer rejestracyjny
i prawa jazdy.

Skarbie?
Jeste� tam?

Rejestracja: 14SG69.
Prawo jazdy: 063250331.

Nazwa ubezpieczyciela?

� Reliable.
� Zapisa�am.

Ale nudny b�dzie ten weekend.

�wietnie.

Przepraszam za dzisiaj.

Kim jeste�? Andy?

Nie, tw�j nowy przyjaciel.

Przyjaciel od st�uczki.

Spoko, mam nadziej�,
�e wszystko w porz�dku.

I mia�a� k�opoty?

Nie by�o tak �le.

Dobrze, �e mieli drugi samoch�d.

Sk�d o tym wiesz?
Wspomina�am?

Najwyra�niej.
Sk�d bym wiedzia�?

Dzi�ki, �e napisa�e�.
To mi�e.

Do zobaczenia.

Bo�e.

We� si� w gar��, Diaz.
To b�dzie d�uga noc.

Co, do licha?

WYBACZ

Co si� dzieje, Harry?
Wariujesz od siedzenia samotnie?

Mamo, tato, to wy?

Wr�cili�cie wcze�niej?

Kurwa.

Kto tam jest?!

Ostrzegam, dupku,
rozwal� ci jebany �eb!

Wyluzuj!

� U�miech!
� Rachel, Erik!

Jak weszli�cie?

� Zapasowy klucz w sztucznym kamieniu.
� W krzakach po lewej.

Dobrze, �e go znale�li�my,
bo by�my poton�li.

� Kiedy o nim m�wi�am?
� Mielisz j�zorem, z�otko.

� Mog�am was skrzywdzi�.
� Nie z twoj� efektywno�ci�.

Wygl�dasz na przera�on�.
Opublikuj je.

� Bo by�am przera�ona.
� Poka�.

� Musisz je opublikowa�.
� Spokojnie, usun� je.

� Usuwasz moje zdj�cia?
� Dobra, zjedzmy t� papk�.

Zawsze usuwam te lipne.

� Usuniesz czy usuwa�a�?
� Jak wolisz.

Nie mo�esz trzyma� takich zdj��.
B�d� ci� prze�ladowa�.

S�ysza�em!

Kiedy� zrobi�em selfie,
jak strzelam kloca.

I przez omy�k�
wys�a�em je do szefa.

� Pana Bessingera?
� Kto jest g�odny?

� Nap�j?
� Dietetyczny.

� Zwyk�y, prosz�.
� S�uchajcie.

Dzi�ki, �e wpadli�cie.
Potrzebowa�am towarzystwa.

Po takim dniu?
Andy, wypadek...

� Andy?
� Wiem, wiem.

� Przyda ci si� troch� czu�o�ci.
� Ogarnij si� i jedz.

To by�o do przewidzenia.

Powinnam wiedzie�,
�e to w ko�cu nast�pi.

Gdybanie.

Rzucali�my ko�ci�.
Wychodzi�y parzyste.

I co?

Ty jeste� sexy, on nie.
Jego strata.

� �yj dalej.
� Amen.

Co si� sta�o z fajnymi facetami?
Kiedy to si� tak zmieni�o?

Czyli z normalnymi,
bez przero�ni�tego ego,

kt�rzy nie uwa�aj�,
�e im si� wszystko nale�y

i potrafi� prowadzi� inteligentne
rozmowy na temat inny ni�

sport czy gry wideo?

Dok�adnie.

� Niestety wygin�li.
� W�a�ciwie to istniej�.

� Wszyscy s� tacy jak ja.
� Faktycznie.

� Heterycy to fiuty.
� Mo�esz powt�rzy�?

Heterycy to fiuty.
Za porz�dnych ch�opak�w.

M�w za siebie.

� Co masz na deser?
� W lod�wce s� lody.

Bosko.

Ciasto, o wiele lepsze.

Co to jest?
�Wybacz�?

� Nie m�w, �e Andy przyni�s�.
� Tak s�dz�.

Mo�e.

� M�g� to by� kto� inny.
� Zaciekawi�a� mnie.

My�l�, �e to od kierowcy,
z kt�rym mia�am dzi� st�uczk�.

� Co?
� Powa�nie?

Znalaz�am ciasto
na samochodzie mamy.

� Czemu mia�by to zrobi�?
� Nie wiem.

� Przys�a� mi SMS-a.
� Sk�d mia� tw�j numer?

Wymienili�my si� danymi.

Tak si� robi, daje si�
nazwisko, telefon, adres.

Niemal�e wszystko.

Mo�e chcia� by� mi�y.
Przeprosi� za st�uczk�.

Zdarzaj� si� jeszcze
porz�dni ludzie na tym �wiecie.

Co jeszcze?

Wcze�niej, kto� si� zakrad�

i zrobi� mi moim telefonem
zdj�cia pod prysznicem,

a skasowa� te z wypadku.

� Co takiego? Kitujesz?
� Wy to zrobili�cie?

Nabieracie mnie?
M�wi�a� o kasowaniu zdj��.

Nie wkurz� si�,
tylko chc� wiedzie�.

� To nie my.
� Ale to por�bane.

Musi by� dobre wyt�umaczenie.

Spodziewasz si� kogo�?

� Mo�e wezwiemy policj�?
� �wietny pomys�.

Mam ju� do�� problem�w.
Sami to za�atwimy.

Kto tam?

Andy?

� Co tu robisz?
� To oczywiste.

� Pi�e�?
� Jak zwykle.

Te� oczywiste.

� Zawsze by�a� cholernie bystra.
� Nie mo�esz tu by�.

Id� st�d. Natychmiast.

Nie mog� zobaczy�
swojej dziewczyny?

A mo�e potrzebuj� zaproszenie
na chujowe pizza party?

� Szpiegujesz nas?
� Daj spok�j, kochanie.

� Ile razy mam przeprasza�?
� �adne kochanie.

Powiedzia�am, to koniec.
Spadaj, ale ju�.

Widzisz, to tak nie dzia�a.
Ja decyduje, kiedy jest koniec.

Rozumiesz?
Ja, nie ty.

A to co?
Chcesz mi grozi�?

� S�uchaj, gnoju.
� Masz pudle do ochrony.

� Kogo nazywasz psem?
� Ciebie, suko!

� Co zrobisz, warkniesz na mnie?
� Spokojnie, dam sobie rad�.

Decyduj, ale oboje wiemy,
jak to si� sko�czy.

Tak w�a�nie my�la�em.

Powiem to powoli i wyra�nie,
�eby� dobrze zrozumia�.

Wredna suka.

Jak nie zabierzesz st�d
swojego �a�osnego ty�ka

i nie zostawisz nas w spokoju,
to si� po�egnasz z rozgrywkami.

Ci�ko b�dzie zalicza� bazy
z obydwoma nogami w gipsie.

Wyno� si� z mojego domu.

� Poca�uj mnie w dup�.
� Nie, dzi�ki.

Skopa�am j�, to fajniejsze.

Boj� si� ciebie.

Pieprzona suka.

Zmieni�a� zdanie?

Jak to potem wyja�nisz?
Mia�a� unika� k�opot�w.

Potkn�am si� po ciemku.

� Uratowa� mnie refleks tancerki.
� Podoba mi si� nowa ty.

M�wi�em, �e jest wyt�umaczenie
tych wcze�niejszych g�upot.

� To ten kretyn.
� Na to wygl�da.

� Nie taki diabe� straszny.
� Mimo �e to socjopata,

szkoda by�oby zmarnowa�
t� �a�osn� pr�b� przeprosin.

By�oby to niemi�e.

� Poza tym �wi�tujemy.
� Co?

� Ciebie.
� Mnie?

Za nowe pocz�tki
i czyste niebo.

Przynajmniej jutro.

Dmuchaj.

Bierzmy si� za tort.

Ten kawa�ek dla mnie.

� Ale pyszny.
� Niez�y.

Tylko nie m�w temu fiutowi.

To pewnie rodzice.

� Hilary?
� Tak.

M�wi pani Davidson
z firmy ubezpieczeniowej.

� Wybacz, �e dzwoni� tak p�no.
� Nic nie szkodzi.

Co� jest nie tak z informacj�,
kt�r� mi poda�a� wcze�niej.

O tym kierowcy od st�uczki.

To dosy� dziwne.

� Wszystko w porz�dku?
� Szczerze m�wi�c, nie.

� Dobrze si� czujesz?
� Tak.

O co chodzi?

Agent zajmuj�cy si� kontem
tej osoby zadzwoni� do mnie

i powiedzia� mi,
�e osoba ubezpieczona,

jak poda�a� Jonathan Barker...

Konto nale�y do kobiety,
niejakiej Jennifer Barker.

Trudno to uj�� delikatnie,
wi�c powiem wprost.

Wczoraj zosta�a zamordowana

w swoim domu, adres zgodny
z tym, kt�ry mi poda�a�.

Wszystkie dane nale�� do niej.
Rejestracja, prawo jazdy, telefon.

Wszystko, z wyj�tkiem...

Skoro to nie ona ci je da�a,

to, kim by� m�czyzna...

� Pani Davidson?
� Co si� dzieje?

Uciekamy!

� �le si� czuj�.
� Rachel, uciekaj!

Trzymam ci�.

Pomog� ci.

T�dy.

Chod�.

Trzymam ci�.
Ostro�nie.

Zosta� tu.

� Co si� ze mn� dzieje?
� Pewnie przez ten tort.

Co� w nim by�o.
To on go zostawi�.

Kto go zostawi�?

Facet z wypadku.

Ten od st�uczki.
My�l�, �e to on.

Rachel.

Wszystko b�dzie dobrze.
Musisz tylko w to wierzy�.

Trzymaj si� i nic nie m�w.

B�d� cicho, prosz�.

Ju� dobrze.

� Poszed� sobie?
� Ju� go nie ma.

Musimy spr�bowa� dosta� si�
do drzwi i wyj�� na zewn�trz.

Trzeba spr�bowa�.

Chod�my, pomog� ci.

W porz�dku?

Erik!

Czemu mi to robisz?
Zostaw mnie, prosz�!

Pomocy!

Teraz nie tak �atwo, co?

Chod� tu, skurwielu!

Grzej si�.

A niech ci�, sukinsynu!

Numer alarmowy, o co chodzi?

� Numer alarmowy.
� S�yszy mnie pan?

Cholera.

� Numer alarmowy.
� Nazywam si� Hilary Diaz...

� Halo?
� W czym problem?

� S�yszy mnie pan?
� Tu numer alarmowy.

Chce pani co� zg�osi�?

Tu numer alarmowy.

Prosz� zg�osi�...

Pomocy!

Prosz�, nie!

� Moje �ycie.
� Twoje �ycie nic nie znaczy.

Ale twoja �mier�
zostanie zapami�tana.

Dzwoni� tylko, by sprawdzi�,
czy wszystko w porz�dku.

Pewnie ju� �pisz.

Sp�dzili�my mi�o wiecz�r,
ale musieli�my zmieni� plany.

Ojciec b�aga� mnie,

�eby�my poszli do kasyna
zamiast do teatru.

Uwielbia to, wi�c poszli�my

i by� ca�y szcz�liwy.

Ale ci�gle my�l� o tobie

i o tym, co si� dzisiaj sta�o.

Wi�c pomy�la�am sobie:

To przedstawienie na razie
nie schodzi z afisza.

Wi�c mo�e wr�cimy tu p�niej,

�eby je razem obejrze�.

Tylko ty i ja.

Wyobra� sobie,
�e ojciec dzi� sporo wygra�,

wi�c p�aci za wszystko.

Mo�e to go nauczy.

Wiem, �e chcia�a� to zobaczy�
i jakie to wa�ne dla ciebie.

To oczywiste.

Przyda�aby ci si� odmiana,
po rozstaniu z Andym.

I nie tylko.

Mo�emy zabra� Rachel i Erika.
Sp�dzimy razem weekend.

Taki bez �adnych wypadk�w.
Odpoczywaj i pogadamy p�niej.

Bardzo ci� kocham, Hilary.
Do jutra.

Tekst polski � 12jojko