All language subtitles for Le.Redoutable.2017.FRENCH.720p.BluRay.x264-SHARKS

JA, GODARD

Rozdzia� 1.
Wolfgang Amadeusz Godard.

Mia� przed sob� przysz�o��.

Szanowano go na ca�ym �wiecie,

uwielbiali go i Jean Renoir,
i Beatlesi,

Fritz Lang
i Rolling Stonesi.

Uznano go za najzdolniejszego
przedstawiciela swojego pokolenia.

Nowa Fala to on:
Jean-Luc Godard.

Jego nazwisko by�o synonimem
nowej koncepcji kina:

umykaj�cego etykietkom, dzikiego,
fascynuj�cego, zabawnego,

nieprzewidywalnego, niepokoj�cego,
zaanga�owanego politycznie,

uroczego, zuchwa�ego,

m�odego, wolnego.

A ja go kocha�am.

Mia�am to szcz�cie,

�e mog�am podziwia� m�czyzn�,
kt�rego kocham.

Cz�owiek, kt�ry niespe�na
10 lat wcze�niej

zrewolucjonizowa� kino
i postawi� moje �ycie na g�owie,

dojrzewa� do w�asnej rewolucji.

Zawsze wiedzia�em, �e odejdzie.

Nie wiedzia�em, kiedy i jak.

Nie wiedzia�em nawet dlaczego,
ale nie myli�em si�.

Ta dziewczyna, bez w�tpienia
zbyt pi�kna, za m�oda,

zbyt mieszcza�ska,
wkr�tce sko�czy 20 lat.

Zakocha�em si� w niej.

Na tych zdj�ciach mamy rok 67.

Obsadzi�em j� po raz pierwszy.

Film nosi tytu� "Chinka",
gra w nim studentk�, maoistk�.

W rzeczywisto�ci studiuje
filozofi�,

jest wnuczk� wielkiego pisarza,
bliskiego znajomego de Gaulle'a.

O�mieli�a si� pokocha� kogo�
takiego jak ja

wbrew woli rodziny, beztrosko,
�ywio�em m�odo�ci.

Ma na imi� Anne i to ona
opowie wam nasz� histori�.

W tej chwili jestem s�awny,
pewny siebie, urzekaj�cy...

i jeszcze nie wiem, �e przesta�em
by� Godardem, kt�rego kocha.

Mozart umar� w wieku
37 lat, i s�usznie.

Arty�ci powinni odchodzi�,
maj�c 35 lat, nim skapcaniej�.

Za par� miesi�cy obchodz�
swoje 37. urodziny.

Zadowolony?

Bardzo. Anne jest wspania�a.

Wnosi �wie�o��,
o�ywia film swoj� m�odo�ci�.

Jestem tob� urzeczony.
Serio.

Po Awinionie planuj� pokazy
w Chinach.

Jestem pewny, �e Chi�czykom
spodoba si� ten film.

Staniesz si� ikon� rewolucji.

Wnuczka Mauriaca
ho�ubiona przez Mao.

Co na to dziadek?
Wie, w czym grasz?

Nie. Przyjmie to, jak zechce.
Jestem dumna z tego filmu.

To noblista, ale je�li
nie zrozumie, trudno.

Uwielbiam dziadka, ale nie ��dam,
�eby pokocha� Jean-Luca.

Wystarczy, �e ja go kocham.

19 lat to nie �arty.

- Lecicie do Stan�w?
- Po zdj�ciach.

Wyg�osz� wyk�ad w Harvardzie,

a potem sp�dzimy
dwa dni w Nowym Jorku.

Czemu tak kr�tko?
To Nowy Jork.

Nie m�wi si� Nowy Jork,
tylko New York City.

Anne ma co robi�,
wraca na filozofi�.

Musi zdoby� porz�dne
wykszta�cenie polityczne.

Jest aktork�.

Aktorki...

Lepiej, �eby robi�a co� jeszcze.
Aktorzy to durnie.

Gardz� nimi. Ka�esz im p�aka�,
p�acz�,

ka�esz �mia� si�, r��, chodz�
na czworaka. Groteska!

Brak w nich wolno�ci.

Aktorzy ci potwierdz�, �e s� g�upi.

Na pok�adzie obowi�zuje cisza.

Ogromny kaszalot
z grafitowego metalu,

okr�t podwodny "Redoutable"
zwodowany 29 marca,

narzuca kilkusetmetrowej g��bi
sw� milcz�c� dominacj�.

W tym cygarze d�ugo�ci 128 metr�w
panuje cisza i spok�j.

Marynarze, kt�rzy zg�osili si�
do 70-dniowych misji,

nie mog� mie� klaustrofobii
ani zbyt delikatnych g��w.

W pl�taninie schod�w
nie brak niskich sufit�w,

ciasnych przej��
i innych przeszk�d.

Podwodniacy, chc�c wype�ni�
zadanie i nie oszale�,

musz� cierpliwie znosi�
drobne niedogodno�ci.

Za�oga to kolektyw.

Liczne zaj�cia, od sportu
po lektur�

utrzymuj� morale
na wysokim poziomie.

Od Azor�w po wschodnie
wybrze�e Francji

rozci�ga si� stabilny,
rozleg�y wy�...

Dzie� dobry.

Okr�t podwodny "Redoutable",
rewolucyjna konstrukcja,

p�ynie w ciszy,
�wiadomy swej pot�gi.

Pozostaj�c zawsze
w gotowo�ci bojowej,

imponuje niezm�conym
spokojem.

Tak p�ynie �ycie na okr�cie
"Redoutable"...

Tak p�ynie �ycie na okr�cie
"Redoutable"...

Nie do wiary!

Co?

Kronika towarzyska.
Pa�stwo Nou maj� c�rk�.

Dali jej na imi� Marion.

- Marion Nou?
- Tak, skarbie.

Brzmi jak "pobierzmy si�".

Wyjdziemy gdzie�?

Co chcesz robi�?

Nie wiem, p�j�� gdzie�,
jak wszyscy.

Wyj��, bo inni tak robi�?

Takie post�powanie
ma nazw�. Alienacja.

Jestem taka jak wszyscy.
I zamierzam po�y�.

Bardzo g��bokie.
Ja, w odr�nieniu od ciebie,

nie czuj� przymusu,
�eby �y� jak inni.

A nie czuj� go,
bo rzeczywi�cie �yj�.

Sp�jrz: chc� pochodzi� do ty�u,
wi�c to robi�.

Mnie ciekawi to,
czego nie robi� inni.

To, czego si� nie robi,
co jest zakazane, niestosowne.

Bo nikt tego nie robi.

Opr�cz ciebie, bo ty jeste�
wielki Godard.

- Wiem, co ci� interesuje.
- A to nowo��.

Wiem.

Chcia�aby� �y�
tak jak w filmach.

Ale to niemo�liwe.
W �yciu zapominamy kluczy,

czekamy na autobus,
kupujemy pieczywo.

Nie ma narratora, kt�ry m�wi:
"Anne kocha�a Jean-Luca".

W rzeczywisto�ci go nie kochasz;
robisz inne rzeczy:

jesz, idziesz do kina,
do Galeries Lafayette.

A je�li mnie kochasz,
post�pujesz inaczej.

Dlatego, �e mnie kochasz.
Nie potrzebujesz narratora.

Anne kocha�a Jean-Luca,
ale za du�o m�wi�.

Zdumiewa�a j� ta niez�omna
wola bycia istot� osobn�.

Przyjaciele m�wili,
�e trafi� si� jej dziwak.

Co robisz? Jeszcze niegotowa?

Rozdzia� 2.
Mao to chi�szczyzna.

- Alicja w krainie Swanna.
- Nie igra si� z rozb�jnikami.

- Ali Baba i Wirginia Woolf.
- Igraszki trafu i proboszcza.

- 24 godziny w 80 dni.
- Sen tysi�ca i jednej nocy.

Marsz trzech �winek.

Skucha. To nie ksi��ka.

A co, opera?

Nie, bajka. Bajek nie wolno.

Ci�gle zmieniasz zasady.

Zmieniam. Co z tego?

Oto zaleta retoryki
marksistowsko-leninowskiej.

Wywik�asz si� z ka�dej sytuacji.

Mimo roli w "Chince" jako bur�ujka

mia�am dystans do my�li
przewodnicz�cego Mao

i analiz genera�a Lin Biao.

Jean-Luc zosta� w ko�cu przyj�ty
w chi�skiej ambasadzie w Pary�u,

by om�wi� szczeg�y
pokaz�w filmu.

Dzie� dobry, kochanie.

Wszystko w porz�dku?

Nie. Chi�czycy m�wi�,
�e m�j film jest do niczego.

Jak to? Jacy Chi�czycy?

Nie wiem, my�lisz,
�e zapami�ta�em nazwiska?

S� za trudne.
Chi�czycy z ambasady.

Kurcz�...

W�a�nie.

Co powiedzieli?

�e to dzie�o reakcyjnego durnia,

�e nie zrozumia�em istoty
chi�skiej rewolucji

i �e gdyby mogli, zabroniliby
u�ycia tytu�u "Chinka".

Powariowali ci Chi�czycy.

Sko�cz z tymi "Chi�czykami".
Nie w tym rzecz.

Przepraszam.

Rozumiem, �e te pokazy...

W tych okoliczno�ciach
sko�czy si� na Awinionie.

Nie przejmuj si�.

Mnie si� tw�j film podoba.
Jestem dumna, �e w nim gram.

Tak. Na pewno innym
si� te� spodoba.

Ciekawe komu.

Nie martw si�.

Tak p�ynie �ycie na okr�cie
"Redoutable"...

Czy to prawda,
�e pobrali�cie si� w Szwajcarii?

O�eni� si� pan z wnuczk�
Mauriaca?

Zaczekajcie na konferencj�
prasow�!

Festiwal w Awinionie
ma pierwszy raz w swych dziejach

zaszczyt go�ci� re�ysera
Jean-Luca Godarda.

Pragn� mu podzi�kowa�,

�e powierzy� nam premier�
swojej "Tonkinki".

"Chinki", panie Vilar.

Przepraszam, "Chinki".

Jedno pytanie: o�eni� si� pan
z wnuczk� Fran�ois Mauriaca.

Jaka by�a reakcja?

Promienia�a szcz�ciem.

Ale ja pytam o pana Mauriaca.

Zrozumia�em. Dzi�kuj�.

Nie odpowie pan?

Rozmawiamy o sztuce,
a nie o plotkach.

Je�li s� pytania, to prosz�,
byle na temat "Tonkinki".

- Co ja powiedzia�em?
- "Tonkinki".

- No nie!
- Zapami�ta pan w ko�cu.

Pobrali si� pa�stwo w tajemnicy?

Prosz� pyta� wy��cznie o "Chink�".

"Tonkink�"!

- S�ucham?
- �artuj�.

Film traktuje o �rodowiskach
maoistowskich.

Czy jest pan maoist�?

A je�li tak, spyta pan,
co o tym my�li Mauriac?

Jest pan rewolucjonist�?

Jestem za tym,
�eby rozwin�o si� sto kwiat�w.

- A wi�c Mao?
- Mao Tse.

Masz przyk�ad g�upka.

Czym jest dla pana
awinio�ski festiwal?

Ciesz� si�, �e tu jeste�my.

Pragn� gor�co podzi�kowa�
panu Herv� Vilarowi.

Jeanowi.
Zn�w mnie pan wpuszcza?

Uczciwie.

To wina FPK.

Dlatego musimy szuka� idea��w
tysi�ce kilometr�w st�d, w Pekinie.

Prosz� pos�ucha�.

Niezale�nie od pogl�d�w,
komuni�cie nie wolno mechanicznie,

bez �adnych przemy�le�,
traktowa� rewolucji kulturalnej

jako czego� nieistotnego.

To bezprecedensowe
wydarzenie historyczne.

Jest co� jeszcze: nie chodzi o jej
eksportowanie,

gdy� to cz�� rewolucji chi�skiej,

ale jej zdobycze teoretyczne
i polityczne

s� w�asno�ci� wszystkich
komunist�w.

Guillaume, odbierz!

"Chinka" mog�aby by� wielk�
tragedi� �wiat�w

nie do pogodzenia: marze�
i rzeczywisto�ci.

Niestety, to wyraz mieszcza�skiej
niedojrza�o�ci politycznej,

tym okrutniejszy,
�e spod r�ki sympatyka.

"Chinka" mog�aby pi�knie
odpowiedzie� na pytanie,

jak zmieni� �wiat,
jak spo�ytkowa� bunt.

U Godarda ta odpowied� razi
mdl�cym bana�em.

Trudno znie�� te frazesy,

te �a�osne, nieko�cz�ce si�
kazania..."

Dalej w tym samym tonie.
Im te� si� nie spodoba�.

S� i dobre recenzje.
Cho�by w Les Lettres Fran�aises.

- My�my te� chwalili.
- Wiadomo, �e si� znamy.

Dlaczego uwa�asz,
�e to ma mniejsz� warto��?

Ani mniejsz�, ani wi�ksz�.
Trzeba uzna� sw�j b��d.

Chi�czycy, recenzenci,
sytuacjoni�ci, maoi�ci,

wszyscy skre�laj� ten film.
Nie m�wi�c o widzach.

To nic.

Jedyni, kt�rym si� podoba,
to komuni�ci.

My�la�em, �e robimy film
rewolucyjny, a nakr�ci�em bana�y.

Nie ma ju� ciekawych film�w.

Aktorzy, opowie�ci - wszystko
zdech�o. Martwe kino, trup.

Ko�cz� z tym, nie b�d�
sp�kowa� z nieboszczk�.

Nie wyg�upiaj si�.
Nie zrezygnujesz przez paru idiot�w.

To ty masz talent,
ty jeste� Godardem.

Przesta�cie to powtarza�.
Nie jestem Godardem.

Godard, o kt�rym mowa,
nie istnieje, ja go tylko udaj�.

Jak aktor. Do tego kiepski.

Idziemy? Sp�nimy si�.

Chod�my.

Nie wiem, co robi�, wyprowadza
mnie to z r�wnowagi.

Zdarza mu si� w�tpi�
w najprostsze sprawy,

jakby zapomina�, kim jest.

Marz�, �eby odnalaz� rado��
re�yserowania.

Ten wdzi�k, lekko��.

Pomog�abym mu, ale nie wiem jak.

Czasy si� zmieniaj�,
na �wiecie tyle si� dzieje...

Mam wra�enie, �e jemu
ju� si� nie chce.

�e przesta� kocha� kino.

Nie wierz�. Cokolwiek powie,
pozostaje Godardem.

Co innego umie?
Ma otworzy� mi�sny?

Racja. Jestem naiwna.

- Wszystko dobrze, skarbie?
- Tak, id�cie.

Nie wiem, co robi�.
Z "Chink�" si� pomyli�em, kropka.

Musz� co� wymy�li�, ale co?
Prawdziwe kino polityczne.

- Zawsze by�e� zaanga�owany.
- To udawanie.

Nie zamierzam bawi�
klasy �redniej.

Chcia�bym na przyk�ad nakr�ci�
film o kanadyjskich Indianach,

kt�rzy nie chc� szyb�w
naftowych na swojej ziemi.

Tylko jak? Oto pytanie.

Przecie� Delon
nie b�dzie udawa� Indianina.

Robisz kino, nie polityk�.

Wszystko jest polityk�.

Uwa�a�, �e nie robisz polityki,
nie robi�c polityki, to g�upota.

Ucieczka od polityki to wyb�r.

Ale jest te� kino.

Od niego macie Truffauta.

Filmy o mi�o�ci, ludzie gadaj�
tylko o nich.

Jak m�wi Guitry, nie wiadomo ju�,
w kim si� kocha�, rzyga� si� chce.

Nale�y sko�czy� z dyktatur� uczu�.
Nimi nie zrobisz rewolucji.

Wierzysz w ni�?

Oczywi�cie.

Co� ci wyja�ni�.
Z polityk� jest jak z butami.

Masz prawy, lewy, ale w pewnej
chwili chcesz pochodzi� boso.

Wed�ug mnie Francja zechce
wkr�tce zrzuci� obuwie.

Tak, wystarczy, �e ockn� si�
robotnicy,

policja, wojsko
i wszystko walnie.

Mo�e ju� nied�ugo...

Sranie przynosi ulg� �o��dkowi.

Guitry?

Nie, to Mao.

Rozdzia� 3.
W�cieknijcie si�!

Niech �yje rewolucja!

Pomyli� si� co do robotnik�w,
policji i wojska.

Niespe�na rok p�niej rewolucja,
zrodzona w�a�nie z uczu�,

zastuka�a do bram Pary�a.

Jean-Luc by� wreszcie w odpowiednim
czasie we w�a�ciwym miejscu.

I zgadza� si� z biegiem rzeczy.

De Gaulle to zgni�ek!
Pompidou to zgni�ek.

To same zgni�ki!

Uwolnijcie naszych towarzyszy!

Przepraszam, pan Godard?

Tak.

Wiedzia�am!

Chcia�am zapyta�, kiedy zn�w
pan nakr�ci jaki� �mieszny film.

Kiedy b�dzie mo�na si� �mia�
w Wietnamie, w Palestynie,

w Jemenie, kiedy czarni b�d�
mogli si� �mia� w Ameryce.

Niepr�dko.

Nie wiadomo, widzisz,
co si� dzieje?

Interesuj� ci� tylko komedie?

Nie, ale �ycie jest ma�o zabawne,
wi�c kiedy id� do kina...

Dlaczego mia�oby si� ono r�ni�
od rzeczywisto�ci?

Wietnam to cz�� twojego �ycia.
Kurdowie te�.

Zgoda, ale pan kr�ci filmy,
a nie kieruje MSZ-em.

Mo�e i tak, mam jednak prawo
interesowa� si� lud�mi.

Ale my chcemy,
�eby pan ich zaciekawi�.

Zanim si� pan nimi zainteresuje.

Trudno si� z wami rozmawia.

Chcia�bym, �eby� w takich
sytuacjach by�a ze mn�.

Przecie� jestem.

W�a�nie to m�wi�.

De Gaulle do dymisji!

Idziemy.

- P�jdziemy ju�.
- Jasne, na razie.

- Nie boicie si� rozr�by?
- Co� ty. Jest wspania�a atmosfera.

Faszy�ci! Dranie!

- Godard si� gniewa?
- Jestem w�ciek�y.

Wida�.

W porz�dku?

CRS SS!

Gnoje!

- W porz�dku?
- Tak.

- �yjesz?
- Tak.

- Pom�c?
- Nie, towarzyszu.

Strasznie si� pot�uk�em.

- Okulary.
- Ju� po nich.

Boli?

Nic dziwnego, mi�nie stygn�.

O, cholera...

Co?

Przepraszam, panie Godard,
nie pozna�em bez okular�w.

S�ucham?

Robicie swoje.

Byli�my z �on� na "Pogardzie",
podoba�a si� nam.

- Tak trzyma�! Id�cie.
- Dzi�kuj�.

Podzi�kowa�a� mu?

Tak.

Jeszcze mi przytakuje!

No co?

No co? Brawo, robimy post�py.
Od "tak" do "no co"!

Mo�e mu zrobisz sa�atk� nicejsk�?
Glinie si� nie dzi�kuje. S�yszysz?

Nawet je�li przeprowadzi ci�
przez jezdni�.

To co powiedzie�?

Nic. A je�li ju�, m�w:
zdychaj, �cierwo.

Powiesz� ci� za jaja na flakach
ostatniego klechy.

Przez ca�e popo�udnie
narasta napi�cie.

Od trzech godzin bulwar
Saint-Michel

okupuj� na przemian
demonstranci i si�y porz�dkowe.

Manifestuj�cy usi�owali
wznie�� barykad� z bruku...

Prosz� spokojnie
doko�czy� kolacj�,

ale policja prosi
o opuszczenie �aluzji.

- Dlaczego?
- Z powodu niepokoj�w.

- Jak to?
- Mog� obj�� ca�� dzielnic�.

- S�uchacie policji?
- Dziwne.

- R�bcie swoje.
- Przykro mi.

Pa�stwo wybacz�,
ale musimy opu�ci� �aluzje.

I dobrze, b�dzie spok�j.

Co on powiedzia�?

I dobrze! Mamy do�� g�wniarzy
bawi�cych si� w wojenk�.

�a�osny dure�.

S�ucham?

�a�osny dure�.

- Powinszowa�!
- Pan nas wyzwa� od g�wniarzy.

Pani znajomy przyzna� mi
niechc�cy racj�.

Wol� by� g�wniarzem ni� starym
kolabo z dziwk� u boku.

M�� ma Krzy� Wojenny,
by� w ruchu oporu!

Walczy�em w dw�ch wojnach!

I mamy tego skutki.
Nie ma si� czym chwali�.

Prze�y� pan, bo si� pan dekowa�?

Masz szcz�cie, �e jestem stary.
Nauczy�bym ci� moresu.

Zasraniec!

Post�pi�e� podle.

Zgadzam si�. Ona ma 70 lat.

Sk�d mog�em wiedzie�?
Bez okular�w jestem �lepy.

Zreszt� lepiej by� dziwk�
ni� �on� kretyna. Tak, skarbie?

Czy mo�na by� profesorem,
je�li odrzucaj� ci� studenci?

Nie! Podobnie jak z szefem,
kt�rego odrzucaj� pracownicy.

To samo z policjantem.

Ten stan rzeczy musi ulec zmianie,
bo jest po prostu z�y.

Prosz� o spok�j.

S�ysz�, �e jest w�r�d nas
Jean-Luc Godard.

Ch�tnie udzielimy mu g�osu.

Tw�rca "Do utraty tchu",
"Pogardy"...

"Chinki", kt�rej nie ogl�da�em,
podobno jest �wietna...

Dzi�kuj�.

Przyszed�em pos�ucha�, ale skoro
ju� mam si� wypowiedzie�...

Uwa�am, �e kluczow� kwesti�,

kt�ra powinna poprzedza�
wszystkie inne,

jest odpowied� na pytanie:
czym jest rewolucja.

Rewolucja, jak m�wi Mao,
to dramat nami�tno�ci.

Che temu nie przeczy,

wzywaj�c do stworzenia
wewn�trznego Wietnamu.

Rewolucja musi zacz�� od siebie.

Je�eli o mnie chodzi...

Przesta� chrzani� o sobie!
Dor�b si� jaj, zamiast kr�ci� knoty!

Zamknij si�, sytuaku!

Prosz� o spok�j!

Godard, dobro konsumpcyjne
wsp�czesnego spo�ecze�stwa!

Poplecznik w�adzy,
jak Coca-Cola i Tintin!

Uspok�jmy si�!

Jeste� niegro�ny, Godard!

Po�yczy� ci nabia�u?

O co chodzi?

O nic. Dlaczego pozwoli�e� mu
tak m�wi�?

Umiesz si� odgry��, a przed
studentami tracisz �mia�o��.

Da�e� mu m�wi�, co chce.

Tak, masz na pewno racj�.
Nie wiem, mo�e to jego m�odo��...

m�wi� z serca, wi�c ma racj�.
Nawet je�li si� myli.

Nie cierpi� ramoli.

Wi�c kiedy mnie do nich zaliczaj�,
nie cierpi� siebie.

W g��bi serca lubi� m�odych
sytuacjonist�w.

Byli rozpolitykowani, zabawni,

bystrzy, zuchwali, wredni,

niepoprawni, przenikliwi,
bezczelni,

z�o�liwi, niepos�uszni...

i m�odzi.

Niestety, gardzili Jean-Lukiem.

A on si� z nimi zgadza�.

Tkwi� w zastoju.
Potrzebowa� zmiany.

Rozdzia� 4.
Niebezpieczne zwi�zki.

Problemem nie s� same
twoje filmy,

lecz to, �e nale��
do innej epoki.

Godz�c si� z ide� rewolucji,
zdecydujmy, kim chcemy by�.

Glin� czy rewolucjonist�.

Filmowiec robi kino policyjne
albo rewolucyjne.

To wymaga drastycznej zmiany.

Nie opowiadaj rewolucji,
�yj ni�, re�yseruj rewolucyjnie.

Jak robotnik uwolniony od szefa.

Intelektuali�ci musz� by�
pud�em rezonansowym.

To wa�na rola.
Godard by� �wietny.

Z kim on rozmawia?
Spija mu s�owa z ust.

To Jean-Pierre Gorin,
tw�rca Le Monde des Livres.

Taki m�ody?

Troch� pi�, ale ma charyzm�.

Doradza� wam przy "Chince",
prawda?

Tak... Ale raczej Jean-Lucowi,
bo ja...

No jasne...

Jak to by wygl�da�o
w ekipie filmowej?

Przepraszam. Napijesz si�?

Nie, dzi�kuj�, skarbie.
Wybacz, m�w dalej.

Jak prze�o�y� co�,

co uznajemy za s�uszne
w szkole czy w fabryce,

na akt tw�rczy?

Na akt implikuj�cy czyje� ja,
Autora przez wielkie A,

a jednocze�nie przedsi�wzi�cie
kolektywne? Kto ma kierowa�?

Przepraszam ci�, kto to?

Tancerz. Doskona�y.

Troch� bufon, ale bardzo dobry.

Wkurzasz mnie, kiedy jeste� taka.
Jakby� go podziwia�a.

Ja?

Po�era�a� go wzrokiem,
spija�a� s�owa z jego ust.

Nie zauwa�a�e� mnie.

Rozmawia�em z Gorinem.
To co innego.

Nie z jak�� tancerk�.

Widz�c, jak podziwiasz
kogo� takiego,

zastanawiam si�,
dlaczego mnie wybra�a�.

Balon, got�w odfrun��
przy lada podmuchu!

Nic ci nie jest?

Nie. Zn�w mi spad�y okulary.

Gdzie s�?

Pewnie na ziemi, nie widz�.
O, chyba tu.

Nie do wytrzymania!

I ju� po okularach.

Wszystko przez buty.

Musz� kupi� takie, kt�re si�
nie �lizgaj�, w tych nie pobiegn�.

Bardzo dobre. Jestem zadowolony.
Dzi�kuj�, bior�.

Przepraszam za wczoraj.

Nie szkodzi.

Nie chcia�am,
�eby� by� zazdrosny,

ale zupe�nie si� do mnie
nie odzywa�e�.

Czu�am si� samotna.

B�d� czasem bardziej samodzielna.

Trzeba wychodzi� ze skorupy.

Tym bardziej �e dyskutowa�em
z Gorinem.

Tak...

Ale chc� czu�, �e mnie kochasz.

To p�niej.
Na razie mamy czas rewolucji.

Kto to m�wi? Przewodnicz�cy Mao,
genera� Lin Biao?

Nie b�d� tak� mieszczk�.

Przyznaj, �e istniej� priorytety
inne ni� twoje wygody.

Pomy�l cho�by o Wietnamie.

Dobrze. Ale pami�taj: wysz�am
za filmowca, nie za politruka.

Nie udawaj idiotki.

Sp�jrz!

Cze��.

Jak si� masz?

Jak si� w�a�ciwie nazywasz?

Jean Jock.

Jean Jock, towarzysz.

Michel Cournot, krytyk i filmowiec.

Zrobi� film "Les gauloises bleues",
wybrany do Cannes.

- Na festiwal?
- Tak...

�mieszne.

Kogo to obchodzi?
Tylko kretyn pojedzie do Cannes.

Widzicie, co si� dzieje. Ale jaja!

Te� fakt.

Ile mo�na si� �mia�?

Dzie� dobry, gratuluj� "Chinki".
Ogl�da�em z kumplami, chwalili�my.

- Dzi�kuj�.
- Naprawd�.

- Naprawd� dzi�kuj�.
- Nie ma za co.

Nakr�ci pan jeszcze co�
w stylu "Do utraty tchu"?

Nie wiem.

Bo ten by� naprawd� dobry.

Dzi�kuj�.

Radz� obsadza� Belmonda.

Jest dobry, �mieszny.

Pomy�l� o tym.

�wietnie. Ju� nie przeszkadzam.

Do widzenia.

Mi�y go��.

Bardzo. I wybitny producent.

Dlaczego nie poprosi�em
o wizyt�wk�?

Przepraszam, pan Godard?

Tak.

Chcia�em tylko powiedzie�,
�e jest pan genialny.

- Zw�aszcza pa�skie filmy.
- C�, dzi�kuj�.

Jestem studentem film�wki,
pisa�em o panu prac�.

Pa�skie kino to dla mnie...
wolno��.

Tematy, kt�re pan podejmuje,
na przyk�ad urbanizm...

Czego ode mnie oczekujesz?

Niczego.

Uwielbiam pa�skie filmy, napisa�em
nawet do pana do Cahiers...

To dla mnie k�opotliwe.

Przepraszam. Nie zamierza�em...

M�wisz mi o martwym kinie.
Szkoda czasu. To trup.

My�lisz, �e �yjesz,
bo gestykulujesz, ale nie.

Jeste� zombie.

Chod�my st�d.

Na dodatek wlaz�e� mi w plan.

Przyjemnie. Stopy mnie piek�y.

Zrobili�my sporo kilometr�w.

Nie o to chodzi.
To przez nowe buty.

Powinienem je wypcha�
wilgotnymi gazetami.

�eby zmi�k�y.

Rozdzia� 5.
Z Mao wszystko jest pi�kniejsze.

Znudzone pokolenie.

Jak mo�na my�le� o Wietnamie
w tak� pogod�?

Popieram m�odych!

S� zabawni.

Przy mojej stacji metra
kto� napisa�:

"B�g stworzy� te� g�wno".
Czy� to nie wspania�e?

- Jedziesz do Cannes?
- Nie wiem.

Trzeba. Cho�by dla Cournota.

Ja bym pojecha�a,
ale Jean-Luc z Fran�ois

s� za odwo�aniem festiwalu.

Ale masz ochot�?

- Chyba tak.
- To jed�. Powiedz mu i tyle.

Zrobiliby�my �wi�stwo Cournotowi.

My w ka�dym razie jedziemy,
zapraszamy, je�li chcesz.

Festiwal si� odb�dzie.

Nakr�ci pan o tym film?
Pan, re�yser m�odych?

Re�yser buntu?

Nie zrobi� z tego filmu.
Zrobi� rewolucj�, jak wszyscy.

Tak? Rewolucja to �cinanie g��w.
Jest pan na to got�w?

Zaczn� od swojej.
Potem zobacz�.

�adnie powiedziane.

Co robi, �e chodzi w takich
�adnych sweterkach?

Kto to?

Eric de la Meigniere, z Publicis.

W�a�nie.

Nie znosz� reklamy.

Przecie� bryluje pan
w tej dziedzinie.

Nie. Reklama to faszyzm.

Czy�by? A czym jest faszyzm?

No c�, faszyzm, gdy�...

Tak, to te� faszyzm.

- Uwa�a si� pan za zabawnego?
- Nie, bawi� mnie pa�skie wywody.

To nie uwiarygadnia twoich ocen.
Po co ten g�upi u�mieszek?

Nie kpi� z pana.
Mam k�opot z Mao.

Bo to rewolucja, pogarda
dla bur�uazji, wasz kres.

Nie trzeba kocha� Chin,
�eby reklamowa� Mao.

Zaraz... reklamowa� Mao?

Kto to m�wi? Ty?

Publicis? A mo�e Pompidou?

Ja pe�zam, ty ze stosu trup�w
widzisz wi�cej...

Upadek inteligencji!

Nie mo�esz jecha� do Cannes.

A solidarno�� ze studentami?
Kino nie powinno si� izolowa�.

Nie wolno milcze�.

Po co wymy�lono kino d�wi�kowe?
�eby by�o nieme?

Wybacz...

Tak, dobrze...

Nie wiedzia�am...

Zaraz go zapytam...

Za chwil� zadzwoni�, na razie.

Dzwoni�a Rosier.

Nici z szybkiej podr�y,
og�osili strajk generalny.

To co?

M�wi, �e lepiej wyjecha� ju� dzi�,
najp�niej jutro.

Zdanie m�a si� nie liczy?
Jak grochem o �cian�.

Wiem, co m�wi�e�,
ale chc� jecha�.

Cho�by ze wzgl�du na przyja��
z Cournotem.

Przyja�� z Cournotem...
Nie pojedziesz ot tak, bez planu.

Nie ma czego planowa�,
wystarczy zabra� sukni�.

- Zamieszkamy u jej bliskich.
- U te�cia?

Nie, u ojczyma.
Pierre'a Lazareffa.

50 lat dziennikarstwa.

Lazareff pisze pierwszy artyku�
w wieku 15 lat.

Pi�� lat p�niej zostaje szefem
dzia�u informacji.

Gdy Europ� ogarnia wojna,
udaje si� do Stan�w Zjednoczonych.

Powraca po czterech latach
i tworzy France Soir.

Nieugi�ty gaullista,
cz�owiek lojalny wobec koleg�w,

przyjaci�, �ony oraz, a mo�e
przede wszystkim, wobec genera�a.

Lazareff?
Niczego mi nie oszcz�dzisz.

Dzwoni� Jean-Luc, jest w Cannes.

Dzi�kuj�.

Koniec wakacji.

Pora na kino. Dzi� rano
w Cannes Fran�ois Truffaut,

Alain Resnais, Claude Lelouch
i oczywi�cie Jean-Luc Godard

za��dali natychmiastowego
przerwania festiwalu.

Pan Godard rozpocz�� wyst�pienie
weso�o, wr�cz sztubacko, s�owami:

"zdobyli�my Pa�ac Festiwalowy
w p� minuty

i wywabi� nas st�d jedynie
lody Gervais".

Ale dyskusja szybko si� zaostrzy�a,
a m�wiono g��wnie o polityce:

Zgromadzenie Informacji i Akcji
w Kinie Francuskim prosi re�yser�w,

producent�w, dystrybutor�w,
aktor�w, dziennikarzy i juror�w

o przerwanie festiwalu i wyra�enie
tym samym sprzeciwu

wobec w�adzy gaullist�w i obecnych
struktur w przemy�le filmowym.

Ci�gniemy si� w ogonie.

Zademonstrujmy solidarno�� kina

z ruchami studenckimi
i robotniczymi!

Jedyny spos�b to odwo�anie
wszystkich pokaz�w.

Prosz� o przerwanie festiwalu.

Ja wam m�wi� o solidarno�ci,

a wy mi o je�dzie kamery
i zbli�eniach! G�upcy!

W tej gor�cej atmosferze
pan Favre Le Bret

og�osi� przerwanie imprezy.

Na szcz�cie oby�o si� bez ofiar,
jedynie pan Godard

w powsta�ym zam�cie
straci� okulary.

Bywa gorzej, nieprawda�?
Oddaj� g�os do Pary�a.

Rozdzia� 6.
Pogardliwy Piotru�.

Opali�a� si�.

�adnie, prawda?

Nie.

B�dziesz wygl�da�
jak Ursula Andress.

Pi�kna perspektywa.

W czym rzecz?
Osi�gn��e� cel, ciesz si�.

Nie o to chodzi. Robi�, co nale�y.

Opalasz si�, gdy Francja
robi rewolucj�.

Lenin, nie wiem,
ale Che by� opalony.

Boki zrywa�. Macie auto?
Kiedy wracamy?

- Nigdzie nie ma paliwa.
- Niemo�liwe, musi by�.

Do Pary�a nie wystarczy.

Bzdura. Tak trudno kupi�
benzyn�?

- Ile to potrwa?
- Nie mam poj�cia.

Chcia�e� strajku, to masz,
ciesz si�.

Ciesz� si�, ale nie zamierzam
spa� w ��ku Lazareffa.

Nie grozi ci, macie go�cinny.
Jeszcze co�: lubimy gospodarza.

Obra�asz mnie,
m�wi�c o nim tym tonem.

Chcia�bym wraca�, jestem
podminowany. Przepraszam.

Prosz�. Je�li si� �pieszysz,
wracaj pieszo. Nikt ci� nie trzyma.

A je�li chcesz czeka�,
witaj w domu Pierre'a Lazareffa.

�ycie jest jednak dobrze urz�dzone.
W kimonie, jak Mao.

Sied� cicho.

Zreszt� gadasz bez sensu.
Kimona s� japo�skie.

A tak mi�dzy nami, ciekawe
co tw�j Lazareff w nim wyprawia.

W porz�dku?

Tak. Czytam.

Id� do pokoju.

Dobrze.

Co ty robisz?

Nie chcesz si� wyk�pa�?

Nie. Dzi�kuj�. Czekam na telefon.

Poczekasz na pla�y, co za r�nica?

Dla mnie jest. Nawet du�a,
je�li chcesz wiedzie�.

Ale ty id�, wyk�p si�.
Tego nam teraz potrzeba.

Twoich k�pieli. To wa�ne dla kraju.

Tak zrobi�. P�jd� do Michele,

pop�ywamy w gronie
bur�uazyjnych rewizjonist�w.

Idiotka.

Wszystko gra?

Tak.

Przepraszam.
Niepotrzebnie to powiedzia�em.

Nie szkodzi.

Co si� dzieje?

Emile poumawia� si� po drodze,
za�atwi paliwo do samego Pary�a.

�wietnie. Doskonale. Brawo, Emile.

Dzie� dobry.

Wpadniemy do Cannes po Cournota,
ruszamy po po�udniu.

Zabieramy go?

Co to za samoch�d?

Dobra, zajed�my po Cournota.

Szkoda. Film to ulotna rzecz,

a festiwal by�by dla nas
dobr� odskoczni�.

Jest wspania�y,
ludzie na niego p�jd�.

Wiem, ale to by� najlepszy spos�b,
�eby zaistnia� w obiegu.

Pokaz w Cannes to dla filmu,
dla re�ysera co� wyj�tkowego.

S�uchaj, jest jak jest.

Jasne.

W wymiarze spo�ecznym
nie by�o innego wyj�cia, rozumiem...

Ale tak osobi�cie jestem troch�
zawiedziony...

Sfrustrowany.

Nic dziwnego.

Chcia�bym przynajmniej go
pokaza�...

B�dzie tak tru� ca�� drog�?
Bo p�jd� pieszo!

Zamierzasz j�cze� przez
800 kilometr�w?

Nie j�cz�. Nie rozumiesz?

Nie, przykro mi. Wyg�upi�by� si�!

Taki film, kiedy kraj si� sypie?
Oszcz�dzili�my ci wstydu!

Renoir to kino bur�uazyjne!
Podoba si�, ale to nic nie zmienia.

Praca kamery typowa dla bur�uj�w.

Tylko g�upi tego nie widzi!

Rewolucja musi unicestwi�
obecne kino: mnie,

Langa, Renoira, Forda i Hawksa.

Mo�na oszcz�dzi� komik�w,
i to nie wszystkich.

Niszczycieli: Lewisa, braci Marx,
Flipa i Flapa. Reszta do kosza!

Renoir te�?

Trudno z tob� rozmawia�.

Bo nic nie rozumiecie.

Przed nami 800 kilometr�w, wi�c...

Ja rzadko chodz�.
Znaczy, do kina.

Nie znam si�. Ale wiem, co lubi�.
�adne historie.

W�yciu jest za du�o smutk�w,

�eby jeszcze w kinie
ogl�da� przykre rzeczy.

W ka�dym razie ja tak
wybieram filmy.

Kiedy id� do kina.

Tak, oczywi�cie.
Prawda, kino to te� rozrywka.

Cz�owiek nie ma ochoty...
Co ty na to?

Nic. Przykro mi, nie b�d� patrze�
na kino oczyma Emile'a.

Ja nie ucz� ch�op�w orki.

Sko�czony kretyn!

A on tak si� dla ciebie postara�!

Pieprzysz, �e obchodz� ci� ludzie,
a zauwa�asz tylko siebie!

Bur�uje nie b�d� mnie poucza�!

Odezwa� si�, nie-bur�uj!

Jestem bur�ujem, ale przynajmniej
mam poczucie winy!

G�ba pe�na frazes�w!

Znale�li�cie sobie koz�a ofiarnego!

Trudno z tob� rozmawia�.

Nikt z was nigdy nie przyzna
mi racji!

A tobie co� powiem: masz szcz�cie,
�e si� przyja�nimy!

Gdyby nie to, us�ysza�by�
prawd� o swoim filmie.

Poczu�by�, jak to boli.

Rozdzia� 7.
Ratuj co si� da.

Przykro mi, skarbie.

Jestem ostatnio podenerwowany,
ledwo wytrzymuj�. Przepraszam.

Nie przejmuj si�, kochanie.
Jestem cierpliwa.

Wszystko minie i b�dzie
jak dawniej.

Nie, nic nie minie.
Rewolucja nie przemija.

Rozumiem.

To mo�e by� �wi�ta chwila.

By� mo�e w tym momencie
nast�puje cud �ycia.

Mo�e sp�odzili�my dziecko.

Jestem tego �wiadoma,
panie Godard.

Dziewczynk� nazwiemy Josette.

Dlaczego?

Nie wiem, marz�,
�eby by� tat� Josette.

Ale z pana g�upek, panie Godard!

Nie m�w, �e mieszkali�my
u Lazareffa.

Wystarczy, �e wygl�damy
jak tury�ci.

Cze��, Paul.

�licznie wygl�dasz.
A� mi�o patrze�.

Taka wypocz�ta.

Dzi�ki, to mi�e.

Na razie, cze��.

Nie ograniczajmy si� do Francji,
do Pary�a czy Nanterre.

M�wmy o �wiecie! O Wietnamie,
Jemenie, Dominikanie,

o Czarnych Panterach, Kurdach,
Sudanie. A tak�e o Palestynie...

Ale� tak!

Nale�y o tym m�wi�, nie ba� si�.

�ydzi stali si� wsp�czesnymi
nazistami.

Liczysz na to, �e nasz komitet
wyst�pi z tak� deklaracj�?

Dlaczego nie?

Nikomu nie przeszkadza,
gdy jeste�my niemieckimi �ydami,

ale co z Palesty�czykami?

Dzisiejsi �ydzi to wczorajsi
nazi�ci.

A dok�adniej: wczorajsi �ydzi
s� dzi� nazistami.

Nie, zaraz. Dzisiejsi �ydzi s�
wczorajszymi nazistami.

W ka�dym razie nale�y spyta�,
kim s� dzi� �ydzi.

I kim s� wczorajsi nazi�ci.

Nie. Kto jest nazist�, kropka.
Dzisiaj.

Dzi�kujemy, Jean-Luc,
to bardzo ciekawe,

ale nie stanowi tematu spotkania.

Nigdy nie stanowi!
Pami�tacie Che?

Trzeba tworzy� wewn�trzne
Wietnamy!

Ale o co chodzi?

Zacznijmy od Wietnam�w,
kt�re s� w nas!

Mieli�my dzi� przewidziane
wyst�pienie pana Berthiera,

mechanika z Sud Aviation.

Czy jest na sali?

Nic nie osi�gniemy,
jeste�my zbyt sentymentalni.

Godard: najg�upszy
z prochi�skich Szwajcar�w.

Nie ma co tu sta�.

To tylko s�owa.
Niesprawiedliwe, �atwe, pod�e.

Nie mylisz si�.
Tyle �e oni maj� racj�.

Dzi� Godard sta� si� szmir�.

�a�osnym b�aznem przybieraj�cym
pozy rewolucjonisty.

Nie wytrzymam z tym fiutem.

Zmieni� p�yt�.

Nie, zostaw.

Rozdzia� 8.
Pierwszy Mohikanin.

Nie mo�emy aspirowa�
do wolno�ci s�owa,

�ebrz�c o pieni�dze
u producent�w.

To ha�ba. XIX wieczny paternalizm,
niezno�ne brzemi�.

Trzeba odwojowa� kino.

Musi by� jak m�ot.

Proste narz�dzie, kt�re ka�dy
mo�e i powinien wykorzysta�.

Masz racj�.

To jedyny s�uszny pomys�
na kino, na dodatek porywaj�cy.

Pierwszy raz od dawna mam
odpowiednie warunki

i obra�em w�a�ciwy kierunek.
Jestem tam, gdzie powinienem.

Id� bracia Marx.

Co za pomys�!
Jaka dumna postawa.

Cze��.

Jak si� masz, Jean Jock?

- Dobrze, a ty?
- Lepiej nie mo�na. Umar�em.

Co?

Nie ja jako ja. Umar� Godard.

Stworzyli�my z Jean-Pierre'em grup�,
b�d� pracowa� wy��cznie w niej.

Czuj� si�, jakbym si� odrodzi�.

Jak� grup�?

Dziga Wiertow.

- Co?
- Grup� Dziga Wiertow.

Na zdrowie.

- Nie znasz?
- Pewnie, �e nie.

Wiertow, rosyjska awangarda?

"Cz�owiek z kamer�",
Kino-Oko? Nic?

Nie znam.

Kino bez scenariusza,
aktor�w, teatru i literatury.

I bez widz�w?

Daruj sobie dowcipy.

To irytuj�ce.

Kto w niej jest?

Na razie. I wy, je�li chcecie.

Nie wiem. Co ty na to?

Ja? To, co on.

Co to za mina?

Us�ysza�am, �e nie �yjesz.
Mam si� cieszy�?

Je�li tak na to spojrze�,
rozumiem, ale...

To nie �mier�, lecz odrodzenie.
Nie kapujesz?

Kt�ra jest?

Dochodzi druga.

Musz� lecie� na zebranie
zwi�zku re�yser�w.

- Przecie� ich nie znosisz?
- W�a�nie dlatego.

Trzeba popatrze�
na wyrobnik�w kina.

Mi�ego dnia, skarbie.

Mo�e sprawi� to maj,

a mo�e rosn�ce wydatki na okulary,
tak czy owak, Jean-Luc

straci� zainteresowanie
demonstracjami.

Radykalizowa� si�, po�wi�caj�c
ca�� energi� grupie Dziga Wiertow.

Jak zawsze ujmowa� swoje
przemy�lenia w urocze grepsy.

Najnowszy brzmia�:

w ruchu studenckim
interesuje mnie ruch. Nie studenci.

I tak nasz maj dobiega� ko�ca,

a my�my nie u�wiadamiali sobie,
jak� rewolucj� wywo�ali�my.

Co robisz?

Or� bojowc�w.

Nak�adasz klej na palce,
�eby zakry� linie papilarne.

Po co?

Jak to po co?

Jest tak, jak mo�na si�
spodziewa�,

chaos, ale bardzo p�odny...

jestem podniecony tym,
co si� dzieje.

Jasne, czemu nie?
Mo�e by� ciekawie...

Dobra. Porozmawiam z ni�.
Jasne.

Pogadamy i oddzwoni�,
�eby dogra� szczeg�y.

Co za debilizm z tym klejem!

Bertolucci zaprasza na konferencj�
"Polityka i kino", co ty na to?

Nie wiem, te dyskusje...

Bernardo z Paol� tak prosz�.
Par� dni w Rzymie dobrze nam zrobi.

Nie wiem.

Jeste� moj� �on�,
mam jecha� sam?

Lubi� nas tam,
powinno by� naprawd� mi�o.

Nie obchodzi mnie, co m�wicie.

Ta wasza koncepcja...

macie wszyscy rewizjonistyczn�
koncepcj� kina.

Rzygam na wasz� romantyczn�
koncepcj� kina i sztuki w og�le.

Co pan wygaduje?

Obra�a pan w�asne arcydzie�a!

"Szalonego Piotrusia", "Pogard�",
"Do utraty tchu"!

Wypieram si� ich. Ich i ca�ej
reszty swoich film�w. To g�wno.

Sam jeste� g�wno!

Nie zgadzam si� z Jean-Lukiem.
Te filmy s� dla nas wa�ne.

Wytyczy�y kinu nowy kierunek.

Powiedzia�em wszystko,
nie mam nic do dodania.

Nie ustawajmy w walce,
towarzysze.

Konam z g�odu. Mam nadziej�,
�e przewidzieli kolacj�. Idziesz?

Nie powiniene� by� tak m�wi�.
Nikt nie zas�uguje na pogard�.

Kto o tym decyduje? Ty?

Ciesz si�, �e nie zwr�ci�em si�
do ciebie bezpo�rednio.

Tylko przez wzgl�d
na Paol� i Anne.

Ale teraz ci powiem:
robili�my g�wniane filmy.

Ale ty b�dziesz to ci�gn��,

b�dziesz �wiadomie kr�ci�
swoje g�wniane obrazki.

Wybra�e� ob�z ciemi�zc�w,
zdradzasz idea�y m�odo�ci.

Wiesz co, Bernardo?
Stali�my si� wrogami.

Sko�czy�e�? Mam ci� w dupie.

Ciebie i twoje mora�y
pretensjonalnego bubka.

Wiesz, w og�le, co m�wisz?

Gadasz o proletariuszach,
chocia� ich nie znasz.

Oni ci� czniaj�, nie kapujesz?

Jeste� zasra�cem
bez �adnego poj�cia. Spierdalaj.

Wszystko zosta�o powiedziane.
Z nami koniec.

Idziesz?

Nie. Zostaj�.

Pojedziemy we tr�jk� do Pragi,
z Gorinem, b�dziemy kr�ci�,

wsp�lny pobyt dobrze nam zrobi.

Przed nami pasjonuj�ce rzeczy.
O wiele ciekawsze od tych bzdur.

Wymy�limy co� naprawd� nowego.

Jak to widzisz?

Nie wiem. Nie wiem, czego chc�.

Nie przejmuj si� Bernardem.

By�em nieco zbyt surowy,
ale zrozumie, to rewolucjonista.

Zadzwoni� do niego,
porozmawiamy i przeprosz�.

Dobrze?

Albo nawet na odwr�t:
przeprosz� i porozmawiamy.

Podoba ci si�, prawda?

Owszem, jest przystojny.

C� pocz��? Tak p�ynie �ycie
na okr�cie "Redoutable"...

M�wi�: co dzi� robisz?
My�l�: w jakim jeste� humorze?

M�wi�: nic.
Dobra jeszcze ta bagietka?

My�l�: co ci do tego?
Jestem twoim panem.

M�wi�: chcesz?
My�l�: tylko si� nie denerwuj.

M�wi�: nie, dzi�ki.
My�l�: jeszcze tego mi brakowa�o.

M�wi�: nie jeste� um�wiony?
My�l�: chc� poby� sama.

M�wi�: nie. My�l�: zostaj� z tob�.
Przypilnuj� ci�.

M�wi�: Ferreri przys�a� telegram.
Ma dla mnie scenariusz.

My�l�: z�e wie�ci. Chc� by� wolna.

M�wi�: �wietnie.
My�l�: nie radz�, z�otko.

M�wi�: nie mam poj�cia, co to.
My�l�: prze�o�� t� rozmow�.

M�wi�: zobaczysz.
My�l�: tak zr�bmy.

Kocha�am go najmocniej
jak si� da.

Najd�u�ej jak si� da�o.

Otworzy� m�j umys�,
pokaza� mi �wiat,

lecz nasz horyzont zacz�� si�
zbli�a�.

Ukradkiem. Powoli.

Kogo ja widz�!

Cze��, co s�ycha�?

U nas wszystko gra. A u was?

Te�.

Co poza tym?

Smutno, �e tak si� ko�czy...

- To dopiero pocz�tek.
- Mo�e.

Chocia� mniej widowiskowy.

Czarno to widz�. Jest jak dawniej.

Co� ty. Zachodz� g��bokie
zmiany w umys�ach.

- B�dzie ciekawie.
- No, nie wiem...

Musimy i��. Zadzwonimy.

Do rych�ego.

Cze��, Anne.

Na razie.

Oszala�. G�upek.

W ka�dej scenie!

Ca�y film go�o!
Chyba odrzucisz t� rol�?

Oczywi�cie...

Zadzwoni�by� do niego?
Odm�wisz mu w moim imieniu.

Jasne.

Dzi�ki.

Z mi�� ch�ci�.

Facet mo�e i ma talent,
ale to wariat.

Powinni go izolowa�.

Dzwoni�, bo przeczytali�my
scenariusz...

Co my�l�? Wspania�y.
Ta opowie�� o rozbitkach...

jest w niej polityka, metafora,
romantyzm - mocna rzecz.

Tylko mamy k�opot:
moja �ona nie chce gra� nago...

Jest m�odziutka, sam rozumiesz,
�le si� z�o�y�o...

Na pewno, tylko jak,
we wszystkich scenach?

Zreszt� w tym tkwi si�a
scenariusza.

Adam i Ewa, powr�t do natury,
te sprawy...

Gdyby� na co� wpad�, dzwo�,
ale nie psuj przez to filmu...

Naturalnie, przeka�� jej.

Co powiedzia�?

�e poszuka rozwi�zania.
Ciekawe jakiego. To sama golizna.

Swoj� drog� dziwaczna jest
ta mania re�yser�w,

�eby pokazywa� nago��.
Nie rozumiem ich.

Czasem wymaga tego scenariusz.

Nie s�dz�. Pomijaj�c filmy
pornograficzne, tam owszem.

Gdzie indziej to zb�dne.

Mo�e odzywa si� m�j
szwajcarski kalwinizm,

ale uwa�am to za �mieszne.

Gdyby mi zaproponowano film
z nag� scen�

uzasadnion� scenariuszowo,
my�l�, �e bym si� zgodzi�a.

Tak? Ja nie.

A ja tak.

Marco, dobry wiecz�r!...

Doskona�y pomys�! Cudownie...

Bardzo si� ciesz�, naprawd�!

Tak, przeka�� mu.
Jasne, do widzenia.

Ferreri na co� wpad�.

Rozbitkowie znajduj� kufer
jakiej� pasa�erki, b�d� ubrana.

Tylko m�j partner pozostanie nagi.
Pozdrawia ci�.

Bezczelny! Cholera!

We�miesz j�?

A co?

Przecie� jedziemy
do Czechos�owacji.

Nie! Chyba si� nie zgodzisz?

Zostawisz mnie na tyle czasu?

Ty we W�oszech, ja w Pradze?
Jeste�my ma��e�stwem.

To g��wna rola. Nie odrzuc� jej.

Chyba nie mam prawa
ci odm�wi�...

Ale dwa miesi�ce roz��ki?

Rozdzia� 9.
Zabi� Godarda.

Jean-Luc kr�ci�
w Czechos�owacji film,

kt�remu ostatecznie
nada tytu� "Prawda".

Ja mia�am we W�oszech zdj�cia

do "M�skiego nasienia"
Marca Ferreriego.

Cisza na planie! Kamera!

Posz�a!

"M�skie nasienie", scena 24,
uj�cie pierwsze.

Akcja!

Jean-Luc uprzedzi� mnie dzie�
wcze�niej o swoim przyje�dzie.

By� pobudzony, od razu rozpozna�am
jego g�os ze z�ych chwil.

Przyjecha� pani m��.
Czeka w pokoju.

Jest Godard!

Z ch�ci� zjemy z wami kolacj�.

Ale je�li wolicie by� sami,
zrozumiem. Pe�na dyskrecja.

Dzi�kuj�.

Jak si� masz?
Dawno przyjecha�e�?

Nie.

Co si� dzieje?

Nic.

Po co przyje�d�asz,
je�li zamierzasz si� d�sa�?

Nic nie m�wi�.

O co chodzi?

Co si� sta�o?

Ilekro� dzwoni�,
ciebie nie ma. Dziwne.

My�lisz, �e ci� zdradzam?

Nie wiem.

Nie wiesz.

Przepraszam...

Przepraszam.

Jak ci idzie z filmem?

Jak to bez ciebie.

Mozolnie.

Samotnie.

Za to wy dobrze si� bawicie.

To prawda. Na planie jest weso�o.

Marco bardzo o to dba.

Znam takie filmy.

Zdj�cia przypominaj�
kolonie letnie.

Gdyby jeszcze da�o si� to
ogl�da�...

Kt�ry to ten tw�j aktor?

Szatyn, naprzeciw Marca.

Co robisz?

Pi�knie, tego mi brakowa�o.

Mistrzu, Marco Margine,
g��wna rola m�ska.

U�cisk r�ki tak wybitnego
artysty to zaszczyt.

Uwielbiam pa�skie filmy.
Wszystkie.

Gdyby potrzebowa� pan
w�oskiego aktora,

prosz� wali� jak w dym.
Mog� by� nawet halabardnikiem.

�wietnie.

Przepraszam, musz� wraca�
do towarzystwa.

Obieca�em dziewczynie taniec.

Jestem zaszczycony rozmow�
z mistrzem.

Mam nadziej�,
�e si� nie naprzykrza�em.

Ma spocon� d�o�.

- Koniec?
- Tak, koniec.

Poda� kart� deser�w?

Nie. Chcesz?

Dzi�kuj�, Claudio, nie.

- Idziemy?
- Ch�tnie.

Spa�a� z tym aktorem?

Nie odpowiedzia�a�.

To obrzydliwe pytanie.

Wcale nie.

Proste, wystarczy prosta
odpowied�.

Nie udzieli�a� jej.

Jeste� chory.

Jasne, chory.
Wsz�dzie widzisz samych chorych.

- Co chcesz us�ysze�?
- Nic. Prawd�.

�e spa�am z nim, Markiem,
makija�ystk� i recepcjonist�?

Pewnie, r�b ze mnie g�upiego.
Zawsze to samo.

Jak si� chce psa uderzy�,
kij si� znajdzie.

Jeste� dzi� �a�osny.
Nie za takiego ciebie wysz�am.

W�a�nie, wysz�a� za mnie.
To co� znaczy.

Masz wobec mnie obowi�zki.
O czym zapominasz.

Nie wiem, co si� z tob� sta�o.

Ze mn�? Sp�jrz na siebie.
Puszczalska gwiazdeczka!

Ja dokona�em wyboru.
Wi�c nic nie m�w.

Ty i reszta!
O nic was nie prosi�em!

Graj sobie w gniotach Ferreriego!
To nie re�yser, to wodzirej.

Mi�o wam na wakacjach?

Tego chcesz? Tej tandety?

To tw�j pomys� na �ycie?
Zabawa?

O czym ty m�wisz?

Wszystko mieszasz!
Ja m�wi� o nas, a ty o kinie?

Dobrze wiesz.
Przesz�a� na ich stron�.

Na czyj�?

Wiedzia�em, �e je�li ci� puszcz�,
tak si� sko�czy.

Jakie to �a�osne. Jak�e oklepane.
Z aktorem!

Wiesz, kim si� sta�a�?
Zwyk��, banaln� aktoreczk�.

Patrz, kogo ze mnie zrobi�a�!
Zazdrosnego durnia.

Jakie to pospolite!
Nie becz, to irytuj�ce!

Kobietom si� wydaje,
�e jak p�acz�, to maj� racj�.

�a�o�� bierze!

Sama jeste� w tym
wszystkim ohydna!

Stawiasz nas w niemo�liwej
sytuacji.

Chyba mam podstawy
do nieufno�ci?

Nie jestem debilem. Ale to mnie
si� uwa�a za potwora!

Post�pujesz obrzydliwie!

Postaw si� przez chwil�
na moim miejscu.

Bawisz si� ca�ymi dniami
z tym go�ym lalusiem,

a nie masz czasu odebra�
telefonu?

By�aby� szcz�liwa, gdybym
sp�dza� czas z nagimi kobietami?

Co by� wtedy czu�a?

Ju� ci� nie kocham.
Straci�e� wdzi�k.

Ju� nie pr�bujesz mnie urzec.
Mnie ani innych.

Skar�ysz si�, �e jeste� sam,
ale to ty odtr�casz ca�y �wiat.

Jasne, post�puj� tak,
�eby mnie nie lubili.

Ale powiedzia�a� prawd�:
nie kochasz mnie.

Tw�j wyb�r, twoja decyzja.
Nie s�dz�, �eby to by�a moja wina.

Nie m�w tak wi�cej.

No prosz�.

Znalaz�a sobie wym�wk�,
�eby mnie porzuci�.

Jeste� taka jak inni.

Dopasowujesz swoj� filozofi�
do czyn�w, zamiast na odwr�t.

Nie chc� ju� rozmawia�.
Wcze�nie wstaj�, musz� i�� spa�.

Z tob� nie spos�b si� k��ci�.

Robisz si� od razu okrutny
i wredny. Jeste� zimny.

K��tnia ma��e�ska
przypomina zdanie:

jej konstrukcja nie narzuca,
w kt�rym miejscu ma si� sko�czy�.

Ka�dy chce mie� ostatnie s�owo,
przem�wi� jako ostatni,

zamkn�� j�, nada� cel s�owom,
kt�re pad�y.

W k��tni chodzi wy��cznie
o triumf.

Riposty nie s�u�� zwyci�stwu
prawdy, nie buduj� jej.

Ostatnie zdanie ma by� tym
w�a�ciwym.

Zwyci�skim rzutem ko�ci.

Lecz aby owo ostatnie s�owo
by�o rzeczywi�cie rozstrzygaj�ce,

potrzebne jest samob�jstwo.

Nie umar� tamtego dnia.

Ale Jean-Luc, kt�rego kocha�am,
odszed� dla mnie na zawsze.

Pr�b� samob�jstwa
wyrz�dzi� mi krzywd�,

kt�rej nie zdo�a�am wybaczy�.

Epilog.

Rozstali�my si� rok p�niej,
na planie "Wiatru ze wschodu",

maoistowskiej wersji westernu
grupy D�iga Wiertow.

Ten Jean-Luc, kt�ry prze�y�,
zwyci�y�.

Robili�my kino samowystarczalne,
bez producenta,

wszystkie decyzje by�y wsp�lne.

Co rano, w duchu demokracji,
zbierali�my si�, �eby ustali�,

co b�dzie kr�cone po po�udniu.

Tym sposobem Jean-Luc mierzy� si�
ka�dego dnia z dylematem:

uszanowa� zasady rewolucji
kosztem kina

czy robi� kino kosztem rewolucji.

Wczujcie si� w jego po�o�enie.

Niby si� anga�ujecie,
a nic z siebie nie dajecie.

Mamy pewien j�zyk.

Je�li decydujemy si� nim m�wi�,
opanujmy go.

Wpieniasz nas.
I tak p�acicie nam jak z �aski.

Wydamy maj�tek
na martwych Indian?

To wa�ne!
Film m�wi o ludob�jstwie.

Nie wolno oszcz�dza�.

P�a� ze swojej ga�y,
je�li sam decydujesz.

Sko�cz z tymi travellingami!
Mowa o rzezi Indian, zgoda,

ale nie zatrudniajmy t�umu
statyst�w

i nie r�bmy nieko�cz�cych si�
jazd kamery!

Kino rewolucyjne pozostaje kinem!

A skoro tak, nie wyklucza
travelling�w.

Tym bardziej �e maj�
rewolucyjny sens.

M�wisz, �e zmieniasz kino,
a nic nie zmieniasz!

Odrzucasz proste rozwi�zania.
Zachowujesz si� jak szef!

Wcale nie. Mam wra�enie,
�e jestem sam.

Tak, bo widz� rzeczy,
kt�rych wy nie dostrzegacie.

Kt�rych nie rozumiecie.

Ja przynajmniej mam w�tpliwo�ci.

Musimy podj�� decyzj�. Wybieraj.

Albo samowystarczalno��
i decyzja wi�kszo�ci,

albo zachowuj si� dalej
jak producent,

tylko przesta� tu chrzani�
o rewolucji.

Prosta sprawa: polityka czy kino?

Dobrze, zr�bmy tak,
jak chce wi�kszo��...

Nie wiem, kiedy si� pogubi�em.

Co� si� popsu�o, ju� nigdy
nie by�o tak jak dawniej.

Mo�e w�a�nie w tym jest rewolucja?

Zabi�em Godarda,
u�mierci�em Jean-Luca,

lecz w ten spos�b
sta�em si� sob�.

To, �e si� myli�em, nie znaczy,
�e nie mia�em racji.

Fakt, zawiod�em wiele os�b,

niekt�rzy poczuli si� zdradzeni,
ale wiecie co?

Niewa�ne, tak p�ynie �ycie
na okr�cie "Redoutable"...